Clint Eastwood we „Władzy absolutnej” doprowadza do upadku prezydenta, który jest zamieszany w zabójstwo. To samo nie mogłoby się przydarzyć Donaldowi Trumpowi, który przed wyborami w 2016 r. powiedział, że mógłby załatwić kogoś na środku Piątej Alei w Nowym Jorku – a i tak nie straciłby głosów.
Obecnego lokatora Białego Domu nic nie jest w stanie ruszyć. Przetrwał nawałnicę plotek o chaosie wewnątrz swojej administracji, skandal obyczajowy z aktorką porno w tle i wypłatą „hush money” (czyli pieniędzy za milczenie), gigantyczne śledztwo „New York Timesa” dotyczące źródeł fortuny Trumpów, które obaliło mit biznesowego geniusza, dochodzenie zespołu Roberta Muellera w sprawie związków jego otoczenia z Rosją oraz publikację niezbyt pochlebnego raportu końcowego, a także serię książek obnażających fatalne cechy charakteru nielicujące ze wzorem politycznego lidera.
Teraz okazało się, że opinia publiczna jest w stanie wybaczyć Trumpowi także próbę wykorzystania polityki zagranicznej do własnych celów. Zdanie „chciałbym jednak, żebyś wyświadczył nam przysługę”, które padło podczas rozmowy z nowo wybranym prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełeńskim, przejdzie z pewnością do historii Stanów Zjednoczonych.
Tak samo jak fakt, że trzeci w historii prezydent USA postawiony w stan impeachmentu jest zarazem pierwszym, który mając ten ciężar na karku, będzie się ubiegał o reelekcję. W minionym tygodniu Trump zainaugurował zresztą swoją kampanię wyborczą.
Reklama
Reklama
Sukces czy porażka – 40 proc.
Bez wątpienia największą porażką demokratów, którzy parli do impeachmentu, jest fakt, że nie udało im się przekonać opinii publicznej, że prezydent zrobił coś niewłaściwego. Wskazują na to przede wszystkim sondaże. Według portalu FiveThirtyEight.com, który agreguje i uśrednia wyniki wielu badań nastrojów w społeczeństwie (dając najdokładniejszy obraz preferencji politycznych), w dniu, kiedy Senat oczyścił Trumpa z zarzutów, zadowolonych z pracy swojego lidera było 43,4 proc. Amerykanów.
Nie jest to oczywiście rekord – na rok przed końcem pierwszej kadencji zarówno Barack Obama, jak i George W. Bush czy Bill Clinton cieszyli się poparciem większym, nawet jeśli tylko o parę punktów procentowych. W kontekście kontrowersyjnej prezydentury Trumpa 43,4 proc. to jednak bardzo dużo – zwłaszcza że w ostatnich trzech latach poparcie dla niego oscylowało na poziomie 40–41 proc., nawet w najgorętszych okresach.
Co gorsza, demokratom nie udało się przekonać wyborców GOP (czyli Grand Old Party, jak brzmi zwyczajowa nazwa Partii Republikańskiej), że prezydent zrobił coś złego. Widać to w sondażach sprawdzających akceptację elektoratu dla usunięcia Trumpa z urzędu. I tutaj znów nieoceniony będzie portal FiveThirtyEight.com. Z zebranych tam badań opinii publicznej wynika, że 1 października ub.r. – krótko po tym, jak spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi ogłosiła rozpoczęcie dochodzenia w sprawie impeachmentu – za pozbawieniem prezydenta urzędu opowiadało się 13 proc. wyborców Partii Republikańskiej. 5 lutego było to już tylko 9 proc. (w przypadku elektoratu demokratów wartości te wyniosły odpowiednio 79 i 84,2 proc.).