Rosyjskie ministerstwo rolnictwa porozumiało się z producentami i dystrybutorami artykułów żywnościowych o przedłużeniu zamrożenia cen na chleb, mleko, olej i jajka. Administracyjne ceny będą sztucznie podtrzymywane do końca kwietnia. Kilka dni później ma się odbyć inauguracja nowego prezydenta, którym będzie prawie na pewno kremlowski faworyt Dmitrij Miedwiediew.

Reklama

Eksperci nie mają wątpliwości, że decyzja Kremla jest związana właśnie z wyborami. "To czysto polityczna, propagandowa decyzja" - mówi DZIENNIKOWI rosyjski ekonomista Michaił Dielagin. "Wzrost cen, który uderza po kieszeni najbiedniejszych, przemawia do ludzi skuteczniej niż kwiecista propaganda i może łatwo zniechęcić do Putina i Miedwiediewa, na każdym kroku opiewających ekonomiczną prosperity Rosji" - dodaje.

Dlatego władze zaczęły działać jeszcze przed wyborami parlamentarnymi. To wtedy po raz pierwszy od upadku ZSRR podjęto decyzję o zamrożeniu cen, które początkowo miało obowiązywać do końca stycznia. Ale przed Rosją kolejne wybory, i to właśnie one mają kluczowe znaczenie dla kremlowskich elit. Po dwóch kadencjach najwyższe stanowisko opuszcza Władimir Putin, którego ma zastąpić nowy lider.

Nic nie powinno zaburzyć kreowanej przez władze idyllicznej sielanki. Tymczasem coraz większa ilość pieniędzy na rosyjskim rynku i wzrost cen za granicą, gdzie Rosja kupuje około połowy swojej żywności, powodują szybowanie cen podstawowych artykułów. Jesienią ubiegłego roku wzrosły one średnio nawet o 60 proc.

Reklama

Drożejące chleb i mleko wywołały falę społecznego niezadowolenia. "Takie podwyżki uderzają w masy, zwłaszcza w najbiedniejszych. A ich złość z pewnością odbiłaby się na notowaniach prezydenckiego kandydata" - mówi Dielagin.

Masowe uwielbienie dla Władimira Putina i jego pomazańca może się więc rozbić o przykrą rzeczywistość i sprzeciw milionów Rosjan, którzy żyją za kilkadziesiąt dolarów miesięcznie i ponad połowę swoich wydatków przeznaczają na jedzenie. Wystarczy przypomnieć sobie protesty emerytów sprzed ponad dwóch lat, kiedy władze postanowiły zlikwidować ulgi i zastąpić je ich rublowym ekwiwalentem.

"Kreml stosuje zabieg rodem z poprzedniej epoki. Wtedy przed wyborami w sklepach pojawiała się kiełbasa. Dzisiaj zamraża się ceny" - mówi DZIENNIKOWI Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha. Pierwsza październikowa kontrola cen zahamowała wprawdzie częściowo ich wzrost, ale zdaniem ekonomisty taka polityka prowadzi do nikąd.

"Rosja nie jest już gospodarką centralnie planowaną, więc za hojność władz płacą producenci i sieci supermarketów" - dodaje. Aby nadrobić straty, podwyższają oni ceny innych produktów nieobjętych kontrolą. Poza tym cen nie da się sztucznie ograniczać w nieskończoność i rozmrożenie będzie musiało w końcu nastąpić. "Ceny się wyrównają, takie jest prawo rynku, a to będzie dla Rosjan bardzo bolesne" - mówi Dielagin. Wszystko wskazuje na to, że z odsuniętym w czasie problemem przyjdzie się borykać nowemu prezydentowi, a także jego premierowi, którym może zostać Władimir Putin. Na szczęście dla Kremla wtedy jednak będzie już po wyborach.