"Jeśli SPD zamierza mieć coś wspólnego ze skrajną lewicą, musi dostać słony rachunek za jawne złamanie wszystkich wcześniejszych obietnic. Mam nadzieje, że nastąpi to już w Hamburgu" - nawoływał w sobotę sekretarz generalny CDU Ronald Pofalla.
Przed zamknięciem urn wyglądało na to, że wyborcy w niemal 2-milionowej hanzeatyckiej metropolii pójdą za za jego radą i pozwolą chadekom utrzymać sprawowaną od 2001 r. władzę. Konsekwencje flirtu SPD z Partią Lewicy nie zakończą się jednak na Hamburgu czy Hesji.
Zdaniem dziennika „Bild” kanclerz Angela Merkel już podjęła decyzję o „końcu polityki programowych ustępstw wobec socjaldemokratycznego współkoalicjanta na wypadek jego porozumienia z Lewicą”. A prominentni politycy bawarskiej siostrzanej CSU nie kryją się już nawet z myślą, że Niemcy powinni jak najszybciej pójść na wcześniejsze wybory i zakończyć trwające od 2005 r. czarno-czerwone „małżeństwo z rozsądku”.
Tak niespotykaną dotychczas wściekłość chadeków wywołały informacje o zeszłotygodniowym spotkaniu w Hamburgu, na którym socjaldemokraci mieli ustalić, że w środkowoniemieckiej Hesji idą na sojusz z Partią Lewicy, mieszaniną zachodnioniemieckich lewaków i postkomunistów z byłej NRD. Dzięki głosom skrajnej lewicy lokalna liderka SPD Andrea Ypsilanti zostałaby wybrana na stanowisko premiera.
"Sensacyjny plan czerwono-czerwonej współpracy w Wiesbaden to balon próbny. Z sondaży wynika, że podczas przyszłorocznych wyborów do Bundestagu całe Niemcy czeka pat wyborczy na wzór tego, którym zakończyły się niedawne wybory w uchodzącej za „Niemcy w pigułce” 6-milionowej Hesji. Kto chce rządzić w Berlinie, musi eksperymentować z niewyobrażalnymi wcześniej koalicjami" - mówi DZIENNIKOWI publicysta "Sterna" Hans Peter Schuetz. Dlatego socjaldemokraci skłaniają się ku przetarciu pierwszych szlaków z partią, którą sami jeszcze niedawno nazywali "skrajnymi populistami" i twierdzili, że jej "gospodarcze i socjalne pomysły mogłyby doprowadzić do załamania się finansów państwa”.
Bojkot Partii Lewicy zamierza kontynuować za to CDU/CSU. "Chadecja wierzy, że Lewica jest nie do zaakceptowania dla większości centrowych wyborców. Choćby dlatego, że partia skupia NRD-owskich postkomunistów, którzy nie odcięli się od swojej totalitarnej przeszłości. Kanclerz Merkel ma więc w ręku silne argumenty przeciw Lewicy i nie zejdzie ze ścieżki konfrontacji, nawet gdyby to miało oznaczać potężną burzę w berlińskiej koalicji" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM politolog i były prominentny działacz CDU Gerd Langguth.
Jeżeli wybory parlamentarne odbędą się tym razem zgodnie z planem, dojdzie do nich jesienią 2009 r.