Niektóre francuskie media zajęte epidemią koronawirusa z opóźnieniem komentują przyjęty przez rząd pod koniec kwietnia „wieloletni plan rozwoju energetycznego”, w którym przewiduje się podwojenie liczby lądowych farm wiatrowych. Ich przeciwnicy w apelu, który ukazał się w "Le Figaro", podkreślają bardzo wysoki koszt i brak ciągłości dostaw takiej energii, jak i „zabójczy wpływ na krajobrazy Francji” i „bezużyteczność”, gdy chodzi o ochronę klimatu. Piętnują „dominację” turbin nad krajobrazem, gdyż „mierzą one często 185 metrów”, a w zatwierdzonym projekcie są turbiny 200, a nawet 240-metrowe, a także twierdzą, że farmy postawione w strefach połowów „niszczą dno morskie i przepędzają łowiących rzemieślniczo rybaków”. Następnie kreślą obraz produkcji energetycznej Francji, która „dzięki elektrowniom jądrowym i wodnym prawie nie wykorzystuje węgla”, podczas gdy przerwy w dostawie energii wiatrowej zmuszają do kompensowania ich rosyjskim gazem, co przyczynia się do globalnego ocieplenia i powoduje, że „wiatr nie jest tak naprawdę odnawialnym źródłem energii”.

Reklama

„Zaplanowanym upadkiem francuskiej elektryczności” nazywa rządowy plan przedstawiciel ośrodka badań jądrowych w Grenoble (CENG), Jean-Louis Butre, który wraz z obrońcą elektrowni jądrowych Michelem Gay, na portalu Contrepoints, przeprowadza w czwartek analizę kosztów elektryczności wiatrowej. Autorzy przypominają na wstępie, że projekt planu rządowego „bardzo ostro” krytykowany był przez trybunał obrachunkowy i komisję parlamentarną. Powołując się na oficjalne dane przekazują, że jedna kWh energii pochodzącej z elektrowni jądrowej kosztuje od 0,015 do 0,02 euro, podczas gdy koszt kWh energii wytworzonej przez turbinę wiatrową wynosi od 0,075 do 0,1 euro. Realizacja rządowego planu spowoduje podwojenie cen elektryczności dla konsumenta – ostrzegają, a największą jego wadę widzą w tym, że Francja "uzależniona będzie od zmiennych wiatrów i rynków europejskich”.