Ostatnie słowo w europejskim prawie pada w Luksemburgu. Nigdzie indziej - oświadczyła kierująca Komisją Europejską Ursula von der Leyen, nie wykluczając uruchomienia wobec Niemiec procedury o naruszenie prawa europejskiego. Ta może prowadzić do zaskarżenia Berlina do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. Dokładnie tego, do którego według von der Leyen należy ostatnie słowo, a którego orzecznictwo zakwestionował niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe w wyroku z 5 maja.
To kolejna odsłona sporu o obligacje krajów Eurolandu. Chodzi o uruchomiony w 2015 r. przez Europejski Bank Centralny program polegający na skupowaniu papierów dłużnych od krajów mających wspólną walutę. Trybunał w Karlsruhe uznał go za nielegalny, stwierdzając, że Niemcy nie miały nad procederem wystarczającej kontroli demokratycznej. Ale niemieccy sędziowie nie tylko zakwestionowali politykę monetarną EBC. Zanim wydali wyrok, zadali pytanie prejudycjalne trybunałowi w Luksemburgu, który odpowiedział, że program jest zgodny z europejskim prawem. Wydając wyrok sprzeczny z tym orzeczeniem, niemieccy sędziowie podważyli także pozycję najwyższego sądu w UE i pierwszeństwo jego wyroków.
Prawnik Piotr Bogdanowicz z Uniwersytetu Warszawskiego spodziewał się takiej odpowiedzi ze strony Brukseli, bo KE musi pokazać, że równo traktuje wszystkie kraje członkowskie. Do wniesienia skargi do trybunału w Luksemburgu droga jednak jest jeszcze daleka, bo Bruksela najpierw musi zdecydować się na uruchomienie procedury, co nie jest przesądzone. Jej pierwszy etap zakłada dialog z rządem. Jeśli KE byłaby usatysfakcjonowana odpowiedzią Berlina, mogłaby odpuścić skargę do Luksemburga, uznając, że sprawa jest załatwiona.
Reklama
Niezależnie jednak od tego, jak dalej ten spór się potoczy, to wyrok Federalnego Trybunału Konstytucyjnego już zapadł. I on daje sądowi w każdym innym kraju oręż do tego, by orzekać, że danego wyroku trybunału w Luksemburgu nie trzeba wykonywać, bo jest on niezgodny z konstytucją. Potem KE może reagować podobnie jak w tym przypadku, ale i tak wszystko zostaje postawione na głowie - podkreśla Piotr Bogdanowicz. Za niemieckim przykładem jako pierwsza może pójść Polska. W Trybunale Konstytucyjnym w Warszawie na rozstrzygnięcie czeka sprawa Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, którą w ramach środka tymczasowego zawiesił trybunał w Luksemburgu. TK ma orzec, czy europejski sąd miał do tego prawo. Tymczasem w niemieckim dzienniku "Frankfurter Allgemeine Zeitung" premier Mateusz Morawiecki uznał wyrok z Karlsruhe za jeden z najważniejszych w dziejach UE, który pokazuje, że granice uprawnień europejskich organów wyznaczyły same kraje członkowskie w traktatach.
Wejście przez Brukselę na drogę sporu prawnego z Berlinem może też wywołać ustrojowe napięcia w samych Niemczech. W końcu przed trybunałem w Karlsruhe polityki monetarnej EBC bronił sam niemiecki rząd (skargę wniosła skrajnie prawicowa partia Alternatywa dla Niemiec), a po wyroku niemiecki minister finansów Olaf Scholz zapewnił, że Bundesbank pozostanie zaangażowany w program skupowania papierów dłużnych. Tymczasem w ramach procedury naruszeniowej to właśnie Berlin - nie Karlsruhe - musiałby tłumaczyć się przed Brukselą. To postawi rząd w trudnym położeniu, bo jest on nie tylko zobligowany wyrokiem własnego sądu konstytucyjnego do wprowadzenia kontroli demokratycznej nad programem uznanym za nielegalny, ale nie ma też możliwości wpływania na wyroki niezawisłego trybunału. Niemiecka kanclerz Angela Merkel według Reutersa na poniedziałkowym spotkaniu z kierownictwem swojego ugrupowania CDU miała łagodzić sytuację, przekonując, że spór da się rozwiązać. Miała też wyrazić zrozumienie dla oświadczenia von der Leyen, niedawnej minister w jej rządzie.
Spór kompetencyjny można również rozwiązać politycznie. Jak mówi wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński, w grę wchodzi doprecyzowanie zakresu działania TSUE w traktacie. Możliwe jest np. utworzenie "sądu europejskiej pomocniczości", co proponował sam sędzia trybunału w Karlsruhe Peter Müller, który już wcześniej zarzucał UE nieprzestrzeganie zasady pomocniczości. Zgodnie z nią instytucje unijne zajmują się tylko tymi sprawami, których nie mogą rozwiązać same państwa członkowskie.