Pierwszy przed szereg wyszedł kongresmen Dan Boren z Oklahomy. Oświadczył on, że nie zagłosuje na senatora z Illinois, którego uważa za najbardziej lewicowego członka Kongresu. "To bardzo ważny moment dla naszego kraju. Gospodarka idzie źle, ceny paliwa szybują w górę, mamy problemy w polityce zagranicznej. To nie czas na wybór na prezydenta niedoświadczonego polityka, w dodatku o skrajnych poglądach" - mówił Boren, który w Izbie Reprezentantów należy do 48-osobowej grupy konserwatywnych demokratów. Kongresmen jest zdania, że aby Ameryka wyszła na prostą, w Białym Domu musi zasiąść prezydent o umiarkowanych poglądach, zdolny do budowania kompromisów z opozycją. "Barack Obama na pewno nie jest takim mężem stanu" - dodał Boren.

Reklama

Przeciwko Obamie może wystąpić spora część partyjnych działaczy, którzy dotąd wspierali Hillary Clinton. Dotyczy to głównie parlamentarzystów reprezentujących okręgi, w których większość wyborców poparła w prawyborach byłą pierwszą damę. W takiej właśnie sytuacji znalazł się Boren. Po jego deklaracji, w szeregach partii ujawnili się kolejni rebelianci. "Nie mogę postąpić wbrew moim wyborcom i po prostu wstrzymam się od poparcia Obamy" - zadeklarował niedługo później inny demokratyczny kongresmen, Tim Mahoney z Florydy. Eksperci są zdania, że choć stosunkowo niewielu superdelegatów zdecyduje się na podobny krok, to jednak dezercja nawet kilkunastu demokratycznych prominentów może zdecydować o wyniku listopadowej elekcji. "Brak energicznego wsparcia ze strony lokalnych notabli w kluczowych dla wyborczego sukcesu stanach może okazać się bardzo kosztowne dla kandydata partii" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Paul. R. Abramson ze stanowego uniwersytetu w Michigan.

Może się więc okazać, że choć Barack Obama pokonał w prawyborach Hillary Clinton, to nie udało mu się zapobiec podziałom w Partii Demokratycznej. Według sondażu Gallupa przeprowadzonego wkrótce po rezygnacji nowojorskiej senator 10 proc. jej sympatyków zastanawia się, czy w ogóle iść na wybory, a kolejnych 7 proc. chce głosować na kandydata Republikanów Johna McCaina. Oprócz wspomnianych już najbardziej konserwatywnych Demokratów senatorowi z Illinois nie ufają też najgorzej zarabiający i Latynosi.