Niemcy mają kłopot z wybraniem strony w nasilającym się sporze między USA i Chinami o kwestie takie jak handel i prawa człowieka - konstatuje "WSJ", odnotowując "rosnącą amerykańską presję i "autorytarny dryf" Pekinu".
Amerykańska gazeta pisze, że "obecna niechęć Niemiec do opowiedzenia się po jednej ze stron osłabia szersze wysiłki Europy na rzecz stworzenia zjednoczonego frontu wobec Chin, pomniejszając siłę bloku w kształtowaniu nowej globalnej układanki".
Dziennik zauważa, że Niemcy łączą szerokie powiązania gospodarcze i z USA, i z Chinami. To powoduje, że "ze wszystkich rozwiniętych państw poza Azją mają najwięcej do stracenia w zimnej wojnie między Waszyngtonem i Pekinem".
Relacje handlowe Berlina z Chinami i USA przysłużyły się Niemcom w ciągu ostatnich dwóch dekad, zapewniając stały wzrost gospodarczy, niemalże pełne zatrudnienie i pełną kasę publiczną, co pozwoliło na uruchomienie ponad 1 bln euro (1,13 bln dolarów) na działania wspierające (niemiecką) gospodarkę w czasie pandemii - czytamy w "WSJ".
Około 28 proc. miejsc pracy w Niemczech jest bezpośrednio lub pośrednio związanych z eksportem, a w produkcji - jak podaje niemieckie ministerstwo gospodarki - 56 proc. Niemcy eksportują prawie tyle samo co Stany Zjednoczone, mimo że mają tylko jedną czwartą ludności co USA - wylicza "WSJ".
Niemiecki model gospodarczy nastawiony na eksport oznacza, że tak naprawdę nie można w ogóle wybierać. Potrzeba obu (Chin i USA) - uznaje.
Dziennik przypomina, że "Stany Zjednoczone pomogły zbudować współczesne Niemcy, a od końca II wojny światowej oba kraje łączą wspólne wartości, demokratyczne instytucje oraz sieć międzynarodowych umów (...)". Amerykański rynek pozostaje jednak kluczowy dla Niemiec - zastrzega.
Jednocześnie dla producentów samochodów w Niemczech Chiny są już rynkiem numer jeden. W maju Volkswagen dostarczył do Chin 330 tys. pojazdów. Na ten kraj przypada ponad połowa sprzedaży tej niemieckiej firmy.
Nie mogę sobie wyobrazić Volkswagena bez Chin - mówi Ferdinand Dudenhoeffer z Uniwersytetu Duisburg-Essen. Szef Volkswagena Herbert Diess, który mówi o Chinach jako o "drugim domu" firmy, ostatnio chwalił to państwo za politykę zwalczania pandemii koronawirusa. W maju - jak odnotowuje "WSJ" - motoryzacyjny gigant ogłosił, że zainwestuje 2 mld USD w chiński rynek samochodów elektrycznych.
Niemcy - zgodnie z sondażami - są teraz znacznie mniej pozytywnie nastawieni wobec USA niż pozostali Europejczycy - zauważa "WSJ". Obywatele RFN widzą obecnie relacje swojego państwa z Chinami jako tak samo ważne jak tą z USA - wynika z badania z maja dla ośrodka Pew Research Center.
Prywatnie - jak pisze "WSJ" - wielu niemieckich szefów firm mówi, że "kończy im się cierpliwość do chińskiej biurokracji, wymuszanych transferów technologii, subsydiów oraz protekcjonistycznych barier (...)". Niektórzy mają "wzywać Berlin, by powielał twarde podejście Trumpa wobec Pekinu".