Według chińskiej ambasady sekretarz stanu USA Mike Pompeo w poniedziałkowym komunikacie na ten temat celowo zniekształcił fakty i naruszył międzynarodowe prawo, w tym Konwencję Narodów Zjednoczonych o prawie morza.
Placówka zarzuciła Waszyngtonowi, że usiłuje zasiać niezgodę pomiędzy Chinami a innymi krajami, które toczą z nimi spory terytorialne o obszary Morza Południowochińskiego. "Stany Zjednoczone nie są krajem bezpośrednio uwikłanym w te spory, a jednak wciąż ingerują w tę sprawę" - napisano w komunikacie na stronie internetowej ambasady.
W swoim oświadczeniu Pompeo przywołał decyzję Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze z 2016 roku, który przychylił się do wniosku rządu Filipin i oddalił roszczenia terytorialne Chin dotyczące Morza Południowochińskiego. Sekretarz stanu USA ocenił, że ChRL "nie ma podstaw prawnych, by jednostronnie narzucić swoją wolę regionowi".
Pompeo zaznaczył, że USA dążą do zachowania pokoju i stabilizacji, utrzymania wolnego statusu mórz i niezakłóconego przepływu handlu. Zarzucił Pekinowi, że zastrasza suwerenne państwa regionu, by pozbawić je zasobów morskich i zapewnić sobie jednostronną dominację na Morzu Południowochińskim.
- Świat nie pozwoli Pekinowi traktować Morza Południowochińskiego jako jego imperium morskiego - oświadczył Pompeo i zapewnił, że USA będą bronić praw swoich sojuszników w regionie do zasobów morskich, zgodnie z zasadami wynikającymi z prawa międzynarodowego.
Chiny uznają prawie całe Morze Południowochińskie za własne terytorium. Stoi to w sprzeczności z roszczeniami Brunei, Malezji, Filipin, Wietnamu i Tajwanu do poszczególnych obszarów tego akwenu. Morze Południowochińskie jest bogate w złoża surowców naturalnych i kluczowe dla międzynarodowego handlu; co roku przepływają przez nie towary warte 3 bln dolarów.
Chiny budują na spornym morzu sztuczne wyspy, na których umieszczają obiekty wojskowe. Deklarują przy tym pokojowe zamiary i odrzucają krytykę USA, które oskarżają je o militaryzację akwenu.