Zarejestrowaliśmy telefony z zagranicy. Telefony były z Polski, Wielkiej Brytanii i Czech; sterowano naszymi - proszę wybaczyć - owcami; one nie rozumieją, co robią i nimi zaczynają sterować - powiedział Łukaszenka na spotkaniu z Siergiejem Lebiediewem, szefem misji obserwacyjnej z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.

Reklama

Kogoś ręce świerzbią i wzywa, by wychodzić na ulice. Nawet internet odłączają z zagranicy, żeby wzbudzić u ludzi niezadowolenie. Teraz nasi specjaliści sprawdzają, skąd pochodzi ta blokada - dodał. Zapewnił, że problemy z internetem nastąpiły "nie z inicjatywy władz".

Łukaszenka wyraził przekonanie, że na Białoruś wywierana jest presja "z różnych stron" i wymienił Polskę i Czechy. Powołał się na fakty, o których - jak zapewnił - poinformowano go w poniedziałek rano. Na podstawie jednej z rozmów widzimy tych, którzy pociągają za sznurki - powiedział, wymieniając Czechy; z tego kraju - dodał - "kierują naszym zjednoczonym sztabem".

Poleciłem, by tę informację przekazać mediom, aby zobaczono, czego oni chcą. Nadal naciskają, żądają: wyprowadźcie ludzi na ulice i prowadźcie rozmowy z władzami o tym, by dobrowolnie oddały władzę - oświadczył.

Prezydent Białorusi wyraził przekonanie, że nie jest to polityka prowadzona przez państwa, natomiast mówił o ludziach, którzy osiedli w Polsce "i też zaczynają pociągać za sznurki" i osobach, które przyjechały z Ukrainy. Również z Rosji "niestety, napłynęła pewna ilość ludzi" - dodał.

Trwa ładowanie wpisu

Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz pytany na konferencji prasowej o zarzut Łukaszenki wobec Polski, podkreślił, że "to nie jest jednoznaczna wypowiedź".

W tej wypowiedzi jest pewna sugestia co do telefonów z Polski, które mogły dotyczyć organizacji społecznych, które mają zupełne prawo do utrzymywania kontaktów z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego białoruskiego, więc ten zarzut uznajemy za bezpodstawny.

Uważamy, że władze białoruskie powinny rozumieć, że skala tych protestów to nie jest wynik oddziaływania zagranicy, tym bardziej Polski, która jak najlepiej życzy społeczeństwu białoruskiemu, tylko pewnego niezadowolenia wyraźnego w demonstracjach społeczeństwa - mówił Czaputowicz.

Demonstracje protestacyjne i starcia z milicją wybuchły w Mińsku po ogłoszeniu wyników oficjalnego badania exit poll, według którego w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył obecny szef państwa Alaksandr Łukaszenka uzyskując blisko 80 proc. głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska mniej niż 10 proc. głosów. Demonstracje odbyły się także w kilku innych miastach Białorusi.