Pociąg ma zlikwidować, a przynajmniej ograniczyć, comiesięczne zamieszanie związane z przemieszczaniem się parlamentarzystów i urzędników między obydwoma unijnymi ośrodkami władzy.
Dojazdy te były od lat koszmarem dla 2,5 tysięcznej grupy posłów, biurokratów, asystentów, tłumaczy, lobbystów oraz logistyków organizujących wyprawy 15 ciężarówek wypełnionych po brzegi oficjalnymi dokumentami. Ludzie i papiery musieli przynajmniej raz w miesiącu pokonać 450-kilometrową trasę między belgijską a francuską siedzibą parlamentu, a wyprawy kosztowały unijny budżet około 200 mln euro i przyczyniały się do emisji ponad 20 tys. ton dwutlenku węgla rocznie. Teraz wszyscy mają podróżować szybkim i ekologicznym pociągiem.
O ile jednak ograniczenia emisji dwutlenku węgla czy zwiększenie efektywności pracy Parlamentu Europejskiego podoba się wszystkim, o tyle przesadny luksus pociągu już nie tak bardzo. Posłowie mają bowiem do dyspozycji, oprócz nieporównywalnej z innymi pociągami wygody, pokładowy barek z kartą najlepszych win i przekąsek z całego świata, a koszty wytwornego posiłku mają im zwracać z budżetu UE europejscy podatnicy.