Funkcjonariusze Komitetu Kontroli Państwowej (KDK) weszli we wtorek niemal jednocześnie do biura Press Clubu Belarus (PCB) w Mińsku oraz prywatnych mieszkań jego założycielki Julii Słuckiej i dyrektorki programowej Ały Szarko. Słucka została zatrzymana na lotnisku w Mińsku, natychmiast po powrocie do kraju. KDK poinformował dziennikarzy „Naszej Niwy”, że śledztwo dotyczy „faktów naruszenia przepisów podatkowych” przez Press Club, „związanych m.in. z pozyskiwaniem znaczących środków finansowych z zagranicy”. KDK to odpowiednik Najwyższej Izby Kontroli, jednak ze znacznie większymi uprawnieniami.
Jak mówiła portalowi Tut.by Alaksandra Słucka, córka Julii, funkcjonariusze po cywilnemu prosto z lotniska przewieźli jej matkę do mieszkania, by w jej obecności je przeszukać. Aby pozbyć się świadków przeszukania mieszkania Ały Szarko, milicja zatrzymała zaś troje dziennikarzy, którzy przyjechali pod jej blok. Press Club Belarus powstał w 2011 r. Początkowo Słucka prowadziła go w Warszawie, a gdy poprzednia fala represji na Białorusi nieco osłabła, przeniosła organizację do Mińska. PCB organizuje szkolenia i warsztaty dla dziennikarzy, współpracując przy tym z dziennikarzami mediów zagranicznych, w tym z "Dziennika Gazety Prawnej".
W 2020 r. represje wróciły jednak z nową siłą. Po sfałszowanych przez Alaksandra Łukaszenkę wyborach prezydenckich 9 sierpnia dziennikarze należą do grup zawodowych najsilniej dotkniętych prześladowaniami. Reporterzy są regularnie zatrzymywani, bici i karani grzywnami. Nadający z Polski Biełsat od początku istnienia nie może uzyskać oficjalnej akredytacji, rozgłośnia Swaboda została jej pozbawiona jesienią, a największy portal informacyjny Tut.by utracił status środka masowego przekazu. W efekcie ich dziennikarze są traktowani jak zwykli uczestnicy protestów i jako tacy narażeni na surowe kary.
Według Białoruskiego Związku Dziennikarzy w areszcie przebywają obecnie cztery dziennikarki: Kaciaryna Andrejewa (Biełsat, współautorka książki „Biełorusskij Donbass” o białoruskich wątkach wojny w Zagłębiu Donieckim), Kaciaryna Barysiewicz (Tut.by), Darja Czulcowa (Biełsat) i Alaksandra Pilipowicz-Suszczyc („Nasza Niwa”). Wobec trzech pierwszych toczą się postępowania karne; dziennikarkom grozi kilkuletni pobyt w kolonii karnej. W sumie od 9 sierpnia reporterzy byli zatrzymywani przez milicję i KGB 385 razy, z czego w 81 przypadkach zostali skazani na kary aresztu. W 62 przypadkach padli ofiarą przemocy ze strony funkcjonariuszy.
„Tydzień temu Kaciaryna Andrejewa znów doznała silnego ataku alergii. To już drugi taki atak od początku grudnia. Przyczyną jest kurz ze starych, więziennych materaców” – pisał niedawno jej mąż Ihar Iljasz, również dziennikarz. W aresztach szaleje też epidemia COVID-19. „Dziennikarze są na pierwszej linii frontu, są w robocie, więc łatwiej ich aresztować, oskarżyć, pobić, represjonować, torturować. Biją przy zatrzymaniu, bili w areszcie. Teraz biją mniej. Najgorzej było przez pierwsze dni po wyborach prezydenckich: 10, 11 i 12 sierpnia. Teraz władza postawiła na zastraszanie, byśmy trzymali się jak najdalej od wydarzeń i uważali na to, co piszemy” – mówiła Słucka w październikowej rozmowie z Magdaleną Rigamonti z DGP.