O wykryciu pierwszych sześciu w Wielkiej Brytanii przypadków brazylijskiego wariantu P.1 poinformowano w niedzielę późnym popołudniem - trzy z nich stwierdzono w Szkocji, dwa w South Gloucestershire w południowo-zachodniej Anglii, a o ostatnim wiadomo jedynie, że też w Anglii. Jak się przypuszcza, osoba u której go wykryto, korzystała z przysyłanego pocztą zestawu do testowania w domu, ale nie wypełniła karty rejestracji testu, przez co nie wiadomo, kim ona jest, ani czy mogła kogoś dalej zakazić. Jeśli miałeś test 12 lub 13 lutego, i nie dostałeś wyników z powrotem, prosimy o kontakt - apelował w poniedziałek Nadhim Zahawi, wiceminister zdrowia odpowiedzialny za program szczepień. Jak dodał, władze współpracują też z pocztą, aby ustalić, skąd został wysłany ten test. Ale 12 i 13 lutego przeprowadzono łącznie ponad milion testów na obecność koronawirusa, co powoduje, iż znalezienie właściwej osoby, zanim wariant brazylijski zacznie się dalej rozprzestrzeniać, będzie trudne.

Reklama

Pytania o jakość kontroli granicznych

Wprawdzie nie wiadomo jeszcze, czy poszukiwana osoba była w ostatnim czasie za granicą, zatem czy powinna się była izolować, ale w związku ze sprawą powróciły pytania, czy kontrole osób przyjeżdżających do kraju są na wystarczającym poziomie. Mamy jeden z najsurowszych reżimów granicznych gdziekolwiek na świecie w celu zatrzymywania ludzi przybywających do tego kraju, którzy mogą mieć warianty budzące obawy - przekonywał w poniedziałek brytyjski premier Boris Johnson. Odrzucił zarzuty, jakoby rząd zbyt powoli wprowadził obowiązkową kwarantannę w hotelach po przyjeździe z krajów wysokiego ryzyka epidemicznego. Jak podkreślił, rząd działał w tej sprawie tak szybko, jak mógł.

Reklama

Kwarantanna w hotelach weszła w życie 15 lutego, czyli dwa lub trzy dni po wykonaniu testu, w którym stwierdzono poszukiwany przypadek wirusa. Ale po raz pierwszy Johnson zapowiedział ją 27 stycznia.

Lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer oświadczył, że rząd nadal nie zabezpieczył naszych granic w sposób, w jaki powinniśmy byli to zrobić. To pokazuje powolność rządu w zamykaniu nawet głównych tras, ale także niechęć do konfrontacji z faktem, że wirus nie podróżuje bezpośrednimi połączeniami. Wiemy z poprzedniego lata, że wiele wirusów przybyło nie z krajów, z których pochodziły, ale pośrednio, bo tak ludzie podróżują - powiedział.