Było dużo rozważań na wiele tematów, ale nie o najważniejszym – o przyczynach ciężkiego kryzysu społeczno-politycznego, który ogarnął Białoruś po wyborach w 2020 r. – napisał w komentarzu dla portalu Naviny.by analityk Alaksandr Kłaskouski.

Reklama

Najważniejszy komunikat był taki, że system nie ugiął się pod naciskiem "otumanionych", których za sznurki pociągali zachodni reżyserzy; że jest twardy i niewzruszony. I nawet kiedy Łukaszenka odejdzie, prezydentem zostanie ktoś z oddanych mu ludzi. To znaczy, że polityczna alternatywa nigdy nie przejdzie – wskazał Kłaskouski.

Podczas trwającej rekordowe 8 godz. i 15 min. konferencji prasowej, która miała potwierdzić świetną formę Łukaszenki, wielokrotnie padły oskarżenia pod adresem Zachodu, Ameryki i jej "lokajów” (którzy mieli inspirować i organizować protesty), a także jasna deklaracja, że białoruski lider ani o jotę nie zamierza odstąpić od swojej dotychczasowej polityki.

Łukaszenka, a w ślad za nim urzędnicy, szefowie struktur siłowych, prorządowi dziennikarze i blogerzy, przekonywali, że protesty były nieliczne i inspirowane z zewnątrz, a przemoc struktur siłowych i tortury - to antybiałoruskie "fejki”.

Większość obywateli chce, by było "jak dawniej” i widzi taką możliwość tylko pod rządami dotychczasowego lidera, którego kocha jak "baćkę”, czyli ojca rodzonego. Według Łukaszenki opozycja w kraju istnieje, ale jest to nie więcej niż pół miliona ludzi, a więc zdecydowana mniejszość.

Równoległa rzeczywistość

Wygląda na to, że teraz najważniejsze zadanie reżimu, to walka o historię sierpnia 2020 r. Władze chcą stworzyć równoległą rzeczywistość, w której wszystko było inaczej niż naprawdę – ocenił dziennikarz Radia Swaboda Wital Cyhankou.

Po drugie. Polityka totalitaryzacji całego społeczeństwa z góry do dołu jest poważna i potrwa długo – ocenił Cyhankou.

Reklama

Eksperci zwracają uwagę, że komunikat Łukaszenki dla Zachodu jest niejednoznaczny – z jednej strony apeluje on o to, by "ochłonąć” i usiąść do stołu rozmów, a z drugiej - szantażuje i grozi trzecią wojną światową.

Łukaszenka jasno wskazywał, że w sytuacji zaostrzenia kursu wobec Zachodu i sankcji, główną oporą dla białoruskich władz pozostanie Rosja, a jej rola będzie tylko rosnąć. Zostaliśmy we dwójkę – my i Rosja – powtarzał, a do końca roku zapowiedział podpisanie map pogłębionej integracji w ramach państwa związkowego.

Chcą mnie zastraszyć lub realnie doprowadzić przed trybunał międzynarodowy. Odpowiadam: ja swoje życie już przeżyłem. Dlatego nie ma sensu mnie tym straszyć – zapewniał, dodając, że "gołymi rękami nas nie wezmą, a do tego mamy twardy sojusz polityczno-wojskowy z Rosją”.