Firma zgodziła się na udostępnienie licencji MPP, które będzie następnie wydawać podlicencje producentom mającym ułatwić dostęp do leku pacjentom z ponad 100 państw o niskich lub średnich dochodach.
"Tak długo, jak choroba Covid-19 będzie przez Światową Organizację Zdrowia określana zagrożeniem zdrowia publicznego, Merck nie będzie domagał się należności licencyjnych wynikających z zawartej umowy" - podał amerykański dziennik, powołując się na oświadczenie koncernu.
Molnupiravir, pierwszy doustny lek
Molnupiravir, doustny lek przeciwko Covid-19, można podawać pacjentom w domu, w przeciwieństwie do przeciwwirusowych terapii remdesiwirem i przeciwciałami monoklonalnymi firmy Gilead Sciences Inc., które są podawane we wlewie dożylnym, zwykle w szpitalu lub klinice. Leczenie pacjentów w domu pozwala uniknąć ryzyka przeniesienia wirusa na personel medyczny i innych pacjentów.
Według dziennika "New York Times" rząd USA płaci około 700 dolarów za terapię molnupiravirem. Zdaniem Brooka Bakera, profesora prawa z Northeastern University, w związku ze wzrostem konkurencyjności wśród producentów, cena kuracji może spaść nawet poniżej 10 dolarów.
Lek czeka na zatwierdzenie
Tabletki nie zostały jednak jeszcze zatwierdzone przez amerykańskie czy europejskie agencje regulacyjne. Firma Merck złożyła w tym miesiącu wniosek do amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków o zezwolenie na zastosowanie leku w sytuacjach awaryjnych, Europejska Agencja Leków natomiast rozpoczęła niedawno ocenę preparatu.
Brook Baker zwrócił również uwagę na postanowienia licencji, które mogą ograniczyć sprzedaż leków poza określone umową kraje. Brazylia, Rosja czy Turcja - kraje o wyższym średnim dochodzie, które mocno ucierpiały przez pandemię - nie byłyby w stanie kupić leków produkowanych na podstawie zaproponowanej licencji - przekazał "Washington Post".
Paul Schaper, dyrektor ds. globalnej publicznej polityki farmaceutycznej Merck, powiedział, że podczas decydowania o włączeniu do programu poszczególnych krajów, pod uwagę wzięto wiele czynników. Te, które wykluczono, są jego zdaniem "lepiej predestynowane do tego, żeby zadbać o swój system opieki zdrowotnej".