Zwołania Rady Bezpieczeństwa w trybie awaryjnym chciały państwa arabskie. Wystąpił o to, w ich imieniu, egipski ambasador Madżid Abd al-Aziz. Oczywiście, chodziło o, jak to nazwał, "trwającą agresję wojsk izraelskich na okupowanych terytoriach palestyńskich w Strefie Gazy".
Stosowny projekt rezolucji, potępiający Izrael za ofensywę militarną w Strefie Gazy, przygotowała Libia. Ale nie spodobał się on USA i innym krajom zachodnim.
Ambasador USA w ONZ Zalmay Chalizad określił projekt jako "jednostronny" i "niewyważony", bowiem nie wspomina on o powstrzymaniu przez Hamas ataków rakietowych na Izrael. Według Izraela, właśnie te ataki były powodem obecnej ofensywy.
Chalizad oświadczył, że Waszyngton dokłada wszelkich starań, aby doprowadzić do natychmiastowego zawieszenia broni obowiązującego obie strony, jednak nie dostrzega "jakichkolwiek oznak" gotowości Hamasu do zakończenia ataków. Ambasador brytyjski John Sawers również określił arabski projekt jako "jednostronny", ale dodał, że "zrównoważony" projekt miałby duże szanse uchwalenia.
Kraje należące do Rady Bezpieczeństwa utknęły więc w sporach o konkretne sformułowania, jakie miałyby się znaleźć w tekście. Ostatecznej daty głosowania nad rezolucją nie ustalono. Ma się ono odbyć w ciągu kilku dni.