Jak poinformował Łukaszenka, cytowany w poniedziałek przez agencję Reutera, wzmacnianie zgrupowania trwa już od kilku dni i jest to realizacja uzgodnień między Mińskiem a Kremlem.
Bezpośredni skutek
Analityk OSW Piotr Żochowski - znawca metod działania rosyjskich służb specjalnych i operacji psychologicznych - zwraca przede wszystkim uwagę na bezpośredni skutek takiego posunięcia w wojnie na Ukrainie.
Sytuacja rosyjskich oddziałów na Ukrainie jest zła. Moskwa próbuje ją poprawić rozwijając regionalne zgrupowanie z Białorusinami. Wiąże ono bowiem siły ukraińskie. Ukraina musi w takiej sytuacji trzymać dużo wojska przy granicy z Białorusią, zamiast użyć go na wschodzie i na południu swojego kraju - podkreśla ekspert.
Nie chodzi jednak tylko o Ukrainę - zastrzega. Moskwa chce pokazać, że "reaguje" w ten sposób na wypowiedzi Łukaszenki, jakoby NATO chciało zaatakować Białoruś. Jest to pewna modyfikacja rozgrywki, jaką była słynna depesza emska - wykreowanie pretekstu do podjęcia określonych działań. Chodzi w tym o podniesienie napięcia na granicy z NATO. Kreml liczy, że przestraszy w ten sposób któregoś z ważnych członków Sojuszu i doprowadzi do podjęcia przez Zachód prób deeskalacji i wstrzymania pomocy dla Ukrainy - wyjaśnia Żochowski.
Rosja i Białoruś tworzą państwo związkowe i posiadają wspólne regionalne zgrupowanie wojsk, które jest formowane w przypadku "zwiększenia poziomu zagrożenia".
Z Brukseli Artur Ciechanowicz