Władimir Putin został prawdopodobnie zmuszony do podjęcia decyzji o mobilizacji przez wojskowych, którzy nakreślili mu obraz sytuacji, który do niego dotarł. Ukraina odnosi bardzo duże sukcesy, a jedną z głównych bolączek oddziałów rosyjskich jest po prostu brak ludzi. Przyparty do muru Putin zdecydował się na krok, którego chciał za wszelką cenę uniknąć. Jest to desperacja. Działanie to uruchamia mechanizmy, których nawet ten bardzo autorytarny system nie jest w stanie w pełni kontrolować - podkreśla Pszczel.

Reklama

Żeby to zrozumieć należy cofnąć się do początków władzy Władimira Putina. Otóż na przełomie lat 90. i 2000. uzyskał on stosunkowo wysokie poparcie dzięki temu, co zostało uznane w Rosji za sukces 2. wojny czeczeńskiej. Istotnym elementem politycznym tamtej sytuacji było wycofanie z frontu poborowych i uspokojenie nastrojów społecznych. Pierwsza wojna czeczeńska, w której brali udział poborowi - a więc dotykała ona bezpośrednio setek tysięcy, a pośrednio nawet milionów rodzin - doprowadziła do społecznego wrzenia w Rosji. Putin, wówczas właściwie ocenił niebezpieczeństwo i przerzucił ciężar walk na żołnierzy zawodowych i kontraktowych. Nastroje zostały uspokojone, ponieważ większość społeczeństwa uznała, że wojna ich… nie dotyczy. Władimir Putin zaś dostał zielone światło na budowanie swojego systemu władzy - przypomina ekspert.

Mobilizacja oznacza poważne konsekwencje

Reklama

Jak podkreśla, mobilizacja niesie bardzo poważne konsekwencje dla Rosji w różnych sferach - nie tylko wojskowej. Przede wszystkim, obserwujemy masowy exodus ludzi, którzy chcą uniknąć wcielenia do armii. Większość z tych osób absolutnie przeciwko tej wojnie nie protestowała i być może nawet wyrażała dla niej poparcie. Do momentu, póki ich ta wojna nie dotyczyła. Szerzej, widzimy bardzo poważny opór społeczny wobec tej decyzji, zwłaszcza w takich regionach jak Dagestan. Jest ewidentne, że nie spotkała się ona z powszechna akceptacją, z wyjątkiem grupy jastrzębi i różnych ideologicznych szaleńców, którzy sami zresztą chronią swoje rodziny przed powołaniem do wojska - zwraca uwagę były przedstawiciel NATO w Rosji.

Reklama

Jak zaznacza, są jednak jeszcze inne konsekwencje, które nie są ewidentne na pierwszy rzut oka. Rosja jest w wyjątkowo trudnej sytuacji ekonomicznej. Wyciąganie z rynku pracy ludzi i wcielanie ich do wojska, jeszcze bardziej zaostrza kryzys. Zmusza też osoby, które są immanentną częścią tego reżimu - oligarchów, dyrektorów różnych państwowych przedsiębiorstw - do kombinowania, żeby uchronić swoich pracowników przed branką - komentuje Robert Pszczel.

Zwraca wreszcie uwagę, że większość zmobilizowanych nie stanowi wartościowego wojska i ma małe szanse, żeby się nim stać. Rosja poniosła dotychczas ogromne straty, w tym w korpusie oficerskim. W normalnych warunkach, ci ludzie powinni szkolić powołanych do wojska. A tego nie mogą zrobić ze względów oczywistych - tłumaczy. Potencjalne wysokie straty wśród poborowych niosą bardzo poważne konsekwencje dla nastrojów w samej Rosji, również z punktu widzenia stabilności reżimu. Nie ma dziś takiej osoby, która mogłaby przewidzieć co się stanie - konkluduje ekspert.

Z Brukseli Artur Ciechanowicz