Przeprowadzony w 2021 r. spis powszechny w Rosji pokazuje, jakie skutki może mieć wieloletnia kampania nienawiści w mediach państwowych. W ciągu zaledwie dekady nawet o trzy czwarte skurczyła się liczebność tych narodowości, które poddano propagandowemu ostracyzmowi - dotyczy to też Polaków. Ten proces da się wyjaśnić jedynie tym, że przedstawiciele niektórych mniejszości etnicznych przestali się przyznawać do własnej tożsamości. Albo fałszerstwami podczas spisu.

Reklama

W latach 2010-2021 liczba ludności Rosji wzrosła o 2 mln i osiągnęła 147,2 mln ludzi - triumfowała prasa po tym, jak Rosstat podał kolejną cząstkę opracowanych danych z ostatniego spisu. To półprawda, ponieważ dane z 2010 r. nie obejmują Krymu, anektowanego nielegalnie cztery lata później. Jeśli odjąć ludność ukraińskiego półwyspu, okaże się, że pod względem demograficznym Federacja skurczyła się o 0,3 proc., a jej populacja zmalała do 145 mln mieszkańców. Same liczby pokazują też, jak mocno zmieniła się Rosja w latach 10. obecnego stulecia. Z kraju autorytarnego, lecz zapewniającego pewien zakres swobód osobistych, zamieniła się w państwo totalitaryzujące się, coraz bardziej agresywne wobec sąsiadów i grup społecznych uznawanych za nieprawomyślne. A przecież spis został przeprowadzony przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę, po którym spirala strachu w Rosji została nakręcona jeszcze mocniej.

W efekcie liczba ludzi, którzy podczas spisu woleli w ogóle nie podawać własnej przynależności narodowej, wzrosła 10-krotnie - do ponad 16 mln. Drastycznie spadła liczebność narodów słowiańskich, ze względu na bliskość językową stosunkowo najłatwiej poddających się rusyfikacji, ale i mogących w sposób relatywnie niedostrzegalny dla otoczenia przyjmować przynajmniej na użytek publiczny tożsamość rosyjską. Widać to na przykładzie Ukraińców, których liczba spadła z 2,9 mln do zaledwie 713 tys., a więc o 76 proc. Swoje zrobiła trwająca nieprzerwanie od 2014 r. kampania obrzydzania Ukrainy i oskarżania sąsiadów o nazizm i wrogość do rosyjskości. Gdyby wierzyć danym ze spisu, w Rosji z Krymem mieszka obecnie mniej Ukraińców niż dekadę temu w Rosji bez Krymu. W efekcie z trzeciego pod względem liczebności narodu po Rosjanach i Tatarach Ukraińcy stali się etnosem numer osiem. W identycznym stopniu zmalała też liczba Białorusinów (o 76 proc., z 808 tys. do 197 tys.) i Polaków (o 72 proc., z 73 tys. do 21 tys.).

Analizowanie współczesnej oficjalnej rosyjskiej statystyki ma mniej więcej taki sens, jak analizowanie oficjalnych wyników wyborów prezydenckich na Białorusi - napisał na portalu Swaboda Aleś Czajczyc, pochodzący z Rosji działacz białoruski, przypominając „tradycję wiosek potiomkinowskich i utajniony spis z 1937 r., którego organizatorzy byli represjonowani za wyniki, jakie nie spodobały się Stalinowi”. Według Czajczyca dane więcej mówią o polityce niż o demografii. Proces rusyfikowania narodów wschodniosłowiańskich jest przy tym logicznym przedłużeniem państwowej propagandy, lansującej tezy o trójjedności wschodniej Słowiańszczyzny (Rosja, Ukraina, Białoruś). Wprost wyraził to prokremlowski politolog, niegdyś wpływowy polityk Jednej Rosji Siergiej Markow. - To nie tak, że oni ukrywają narodowość. Ukraińcy to część narodu rosyjskiego. Można powiedzieć „bordowy”, a można „czerwony”, ale to ten sam kolor - dowodził na łamach gazety „Nowyje izwiestija”.

Reklama

Analogiczny proces jak w Rosji zachodzi na okupowanym Krymie. W republice wraz z wydzielonym miastem Sewastopol mieszka według spisu z 2021 r. o 70 proc. mniej Ukraińców oraz o połowę mniej Białorusinów i Polaków niż w 2001 r., gdy ostatni spis przeprowadziła Ukraina. Za to liczba Rosjan miała tam wzrosnąć o jedną szóstą (sytuację na Krymie komentuje w tekście obok Tamiła Taszewa, ukraińska polityczka odpowiadająca za półwysep).

Szybko, choć nie tak, jak liczebność narodów poddawanych nienawistnej propagandzie, słabną też niektóre mniejsze nacje. Ten proces dotyczy zwłaszcza tych mniejszości, które żyją w otoczeniu przeważającej ludności rosyjskiej. Liczba Tatarów zmalała o 16 proc., Czuwaszów - o jedną trzecią, a Mordwinów - o 43 proc. W Tatarstanie wprawdzie ludność rdzenna wciąż stanowi największą grupę, ale w dużych miastach - a cała republika stopniowo się urbanizuje - liczba Rosjan i Tatarów jest już porównywalna. W Czuwaszji miejscowy naród turkijski wciąż stanowi niemal dwie trzecie obywateli, ale w Mordowii Rosjan jest już ponad połowa.

W położonych na Uralu republikach autonomicznych trwa stopniowe rugowanie języków mniejszościowych z użytku publicznego. Moskwa starała się wymóc usunięcie z tatarskiej konstytucji reguły, że przywódca republiki powinien znać także język tatarski. Już wcześniej ograniczono zakres tatarskojęzycznej edukacji.

Reklama

Narodowość rosyjska wciąż bywa postrzegana jako bardziej prestiżowa i daje większe szanse na zrobienie kariery w służbie publicznej i biznesie. - Tatarzy nie bardzo lubią przedstawicieli władzy. Starają się trzymać od nich jak najdalej. Tak też nasz naród potraktował spis. Zastanawiano się, po co oni nas liczą - tłumaczył w rozmowie z Azadlıq Radiosı Damir Ischakow, historyk narodowości tatarskiej. - Ludzie złej woli zaczęli już komentować, że Tatarzy gdzieś zniknęli, a prawda jest taka, że są, tylko ich nie podliczono - dodawał, uzupełniając, że zmniejszenie odsetka Tatarów w Tatarstanie jest „dawnym marzeniem Moskwy”. - Jeśli w Rosji będzie demokracja, Tatarów znów będzie ponad 5 mln. Jeśli nie, czeka nas „wymarcie w ciągu 200 lat”, z których 100 już minęło - podkreślił Ischakow. „İke yöz yıldan soñ inqıyraz” (Wymarcie w ciągu 200 lat) to tytuł klasycznej tatarskiej powieści Gajaza Ischakiego z 1903 r.

Wyjątkiem pod tym względem są republiki, w których Rosjan jest na tyle mało, że nie wywierają presji demograficznej ani kulturowej na miejscowych. W Czeczenii według spisu stanowią ledwie 1,3 proc. (dane z zarządzanej przez Ramzana Kadyrowa republiki budzą wątpliwości, choćby przez to, że wynika z nich, iż w Czeczenii ani jedna osoba nie odmówiła podania swojej narodowości). W sąsiednim Dagestanie niewiele więcej, bo 3,2 proc. W tych republikach narodowościom tytularnym - czyli takim, od których wzięły nazwy poszczególne jednostki administracyjne - pod względem tożsamościowym nic nie zagraża. W efekcie w całej Rosji liczba Czeczenów wzrosła prawie o jedną czwartą, a naród ten awansował z szóstego na trzecie miejsce w kraju po Rosjanach i Tatarach. To samo dotyczy licznych narodowości Dagestanu. Awarów jest o 24 proc. więcej niż 11 lat wcześniej, Dargijczyków - o 23 proc., Kumyków - o 34 proc., a Lezginów - o 19 proc. Wzrostem liczebności mogą się pochwalić nacje tytularne większości innych republik Kaukazu Północnego. Ingusze są dziś o 25 proc. liczebniejsi, Karaczajowie - o 18 proc. Klasą samą dla siebie są też dwa narody gastarbeiterów. Liczba Tadżyków i Uzbeków wzrosła prawie trzykrotnie.