W ubiegłą sobotę rano, o 7.26, Donald Trump opublikował na swojej platformie społecznościowej Truth Social sążnisty post, który podsumował dramatycznym apelem: Zdecydowany, czołowy kandydat republikanów i były prezydent USA zostanie aresztowany we wtorek. Protestujcie, odzyskajcie nasz kraj!. Wpis był naładowany insynuacjami i spiskowymi tropami popularnymi na skrajnej prawicy: upolityczniona prokuratura na nowojorskim Manhattanie, której szef bierze miliony od George’a Sorosa, usiłuje wrobić w przestępstwo i wsadzić do więzienia eksprezydenta, by uniemożliwić mu ponowny start w wyborach. Sensacyjna teoria, wyartykułowana wielkimi literami podkreślającymi wzburzenie autora, płynnie przechodziła w utyskiwania nad opłakaną kondycją Ameryki: - Nasz naród jest dzisiaj trzecim światem i umiera. Amerykański sen jest martwy! Radykalnie lewicowi anarchiści ukradli wybory prezydenckie, a wraz z nimi serce kraju.

Reklama

Największe poruszenie wywołało jednak wezwanie do wyjścia na ulice. Nasunęło to żywe skojarzenia z bojową retoryką, którą Trump zagrzewał do rebelii swoich zwolenników zgromadzonych w Waszyngtonie 6 stycznia 2021 r., gdy Kongres dopełniał ostatnich procedur wyborczych potwierdzających zwycięstwo Joego Bidena. Wściekły tłum, zainspirowany przez swojego idola do „powstrzymania kradzieży”, ruszył po wiecu w stronę Kapitolu, by siłą zapewnić Trumpowi drugą kadencję w Białym Domu. W związku z tym atakiem pięć osób zmarło, a kilkaset doznało obrażeń. Ponad 950 uczestników szturmu usłyszało zarzuty karne. Te najpoważniejsze – oskarżenia o działalność wywrotową – postawiono ok. 30 członkom ekstremistycznych organizacji, takich jak Proud Boys i Oath Keepers.

Zapowiedź nadchodzącej „godziny zero” była raczej zawołaniem obliczonym na mobilizację sympatyków, a nie prognozą opartą na wiarygodnych źródłach, dla nikogo więc nie było specjalnym zaskoczeniem, że do pokazowego zatrzymania nie doszło. I wciąż nie wiadomo, czy dojdzie. Mimo to po sobotnim wpisie Trumpa szefostwo nowojorskich organów ścigania postawiło jednostki w stan gotowości i gorączkowo naradzało się, jak zapewnić w mieście bezpieczeństwo na wypadek, gdyby eksprezydent rzeczywiście miał wkrótce zostać zakuty w kajdanki, a lojaliści masowo rzucili się do jego obrony.

Pogłoski o tym, że prokuratura – po raz pierwszy w amerykańskiej historii – postawi w stan oskarżenia byłego prezydenta, zaczęły krążyć przed dwoma tygodniami. Dziennik „The New York Times” ujawnił, że śledczy zaproponowali Trumpowi złożenie zeznań przed ławą przysięgłych. W systemie amerykańskim jest to grupa obywateli, która ma za zadanie rozstrzygnąć, czy osoba znajdująca się w centrum uwagi organów ścigania powinna odpowiadać przed sądem. Albo mówiąc inaczej – czy zebrane w toku śledztwa dowody świadczą o tym, że podejrzany mógł popełnić przestępstwo.

Reklama

Na ogół zaproszenie na przesłuchanie przed ławą przysięgłych to sygnał, że prokuratura jest już o krok od wniesienia aktu oskarżenia. W stanie Nowy Jork osoby, wobec których toczy się postępowanie karne, mają prawo odmówić odpowiadania na pytania przysięgłych – i zwykle z niego korzystają, bo każde ich słowo mogłoby zostać wykorzystane przeciwko nim w sądzie. Również były gospodarz Białego Domu nie planuje spotkania z przysięgłymi. Zwłaszcza że jego zdaniem żadnego przestępstwa nie popełniono.

CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRNICZNYM WYDANIU MAGAZYNU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>