Po trwających od miesięcy natarciach i stratach liczonych w tysiącach, rosyjskie siły posuwające się naprzód w żółwim tempie, bliskie są okrążenia i zdobycia Bachmutu. Co to może oznaczać? Według Philipa Wasielewskiego, byłego oficera Korpusu Piechoty Morskiej USA oraz wojskowego analityka: niewiele.

Reklama

Sukces propagandowy

Ukraińcy broniący Bachmutu faktycznie są w trudnej sytuacji, ale wiele razy widzieliśmy w tej wojnie, że to, co wydawało się nieuniknione, wcale takie nie było - zaznacza. Dodaje jednak, że jeśli Rosjanom uda się to, czego próbują dokonać od minionej jesieni, głównym zyskiem Moskwy będzie możliwość odtrąbienia krótkotrwałego propagandowego sukcesu.

Reklama

Jako miasto stojące na skrzyżowaniu dróg, Bachmut mógłby teoretycznie być doskonałym punktem do ataków na tyły ukraińskich pozycji w Donbasie. Ale nie ma żadnych wskazań, że Rosjanie zgromadzili wystarczające liczby mobilnych sił i rezerw, by mogliby wykorzystać w jakiś sposób tę wygraną, jeśli w ogóle do niej dojdzie - mówi ekspert Foreign Policy Research Institute (FPRI). Jak zaznacza, choć utrata miasta - pierwszej większej miejscowości od upadku Siewierodoniecka latem ub.r. - byłaby bolesna dla Ukraińców ze względu na straty poniesione w jego obronie, to po wycofaniu się na zachód mieliby oni korzystną pozycję obronną na wysokim gruncie.

Duże znaczenie symboliczne

Jak ocenia Wasielewski, ze względu na ogrom strat po obu stronach, bitwa o Bachmut zyskała duże znaczenie symboliczne i psychologiczne, ale nie jest ona kluczowa z punktu widzenia wojskowego i strategicznego.

Dlaczego Rosjanie podjęli decyzję, by skoncentrować swoje siły na małej 100-km sekcji liczącego ponad 1000 km frontu? Tego możemy nigdy się nie dowiedzieć - stwierdził ekspert. Jego zdaniem logiczne wyjaśnienia są dwa: albo to efekt inercji i bezwładności rosyjskiego wojska, albo świadoma decyzja, by przyjąć strategię podobną do tej, którą Niemcy zastosowały podczas I wojny światowej w bitwie o Verdun, które stanowiło centrum wojny na wyniszczenie, która w zamierzeniu miała wykrwawić wojska Ententy. Wówczas jednak, mimo ogromnych strat po obu stronach, to Niemcy ponieśli większe straty i mimo że pod koniec wojny wciąż okupowali znaczące połacie Francji, musieli ostatecznie skapitulować.

Reklama

Według Wasielewskiego, podobnie może być i w tym wypadku, bo znaczna część sił rosyjskich - zarówno tych z Grupy Wagnera, jak i złożonych z rosyjskich poborowych - została zniszczona. Przypomina, że podobnie zakończyła się w ubiegłym roku dla Rosjan ofensywa, w trakcie której zdobyli Siewierodonieck i Lisiczansk: długotrwałe ataki przetrzebiły rosyjskie siły, co pozwoliło Ukraińcom na błyskawiczną kontrofensywę na słabo bronione linie w obwodzie charkowskim.

Ukraińska kontrofensywa

W jego opinii, podobnie może być i w przypadku spodziewanej ukraińskiej kontrofensywy, choć - jak przewiduje - może ona nadejść dopiero latem. Jak ocenia, kluczowym czynnikiem będzie przy tej decyzji poziom wyszkolenia i gotowości jednostek, które Ukraińcy trzymają w rezerwach.

Pytany, czy spodziewana ofensywa Ukraińców może być ostatnim dużym zwrotem tej wojny, biorąc pod uwagę wielkość strat po obu stronach - szacowanych na ponad 100 tys. - Wasielewski mówi, że historia sugeruje, że konflikt może trwać jeszcze długo.

Ukraina liczy tyle ludzi, co Ameryka w czasach wojny secesyjnej. Tymczasem sama liczba zabitych podczas czterech lat tego konfliktu to ponad 600 tys. osób. A musimy pamiętać, że Ukraińcy walczą o swoje przetrwanie - jeśli przegrają, stracą swój kraj - mówi ekspert. Jak dodaje, o ile tylko Zachód będzie kontynuować wsparcie Ukrainy sprzętem wojskowym, także ten czynnik będzie działał na korzyść Kijowa.

Problemem Rosji oczywiście nie jest dostępność ludzi, ale ograniczenia materialne: już podczas pierwszej mobilizacji mieliśmy do czynienia z historiami o braku mundurów, kamizelek kuloodpornych, innych podstawowych rzeczy. A do tego jeszcze dochodzi kwestia tego, kto i gdzie będzie ich szkolić. Bo w dużej mierze armii, która przystępowała do walki w lutym 2022 r., już nie ma - konkluduje.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński