Według nieoficjalnych informacji, ambasador Polski przy UE Andrzej Sadoś wskazywał, że państwa członkowskie powinny mieć realny wybór w jaki sposób chcą i mogą uczestniczyć w mechanizmie solidarnościowym dotyczącym migrantów.
W obecnej propozycji - jak miał stwierdzić ambasador RP - wyraźnie kładzie się nacisk na relokację, o czym świadczą ogromne kwoty wkładów finansowych do uiszczenia w przypadku jej braku. Ta kwota to 22 tys. euro na jednego migranta. Polski dyplomata miał podkreślać, że alternatywne środki nie są traktowane jako równoważne i Polska nie może się na to zgodzić.
Sadoś miał też wskazywać, że Polska jest przeciwna przyjęciu przez Radę podejścia ogólnego na podstawie przedstawionych propozycji, gdyż wymagają one dalszych prac na poziomie technicznym.
Propozycja reformy
W maju komisarz UE ds. wewnętrznych Ylva Johansson przedstawiła ambasadorom państw członkowskich propozycję reformy systemu azylowo-migracyjnego. To wznowienie dyskusji, która rozpoczęła się w 2015 roku wraz z kryzysem migracyjnym w UE. Wtedy część krajów nie chciała się zgodzić na obowiązkową relokację migrantów. W efekcie KE uruchomiła procedury naruszenia prawa UE wobec tych krajów, w tym m.in. Polski.
Polskie źródła dyplomatyczne informowały wtedy, że komisarz Johansson zaproponowała de facto wprowadzenie mechanizmu przymusowej relokacji nieregularnych migrantów.
KE podała z kolei, że zaproponowała "system obowiązkowej solidarności", a państwa członkowskie "będą mogły decydować o środkach solidarnościowych". "Mogą one obejmować relokację, wsparcie finansowe i operacyjne. Ważne jest, aby państwa członkowskie potrzebujące wsparcia je otrzymały" - oświadczyła KE.
W czwartek odbędzie się spotkanie ministrów spraw wewnętrznych krajów unijnych w Luksemburgu. Tematem będzie m.in. propozycja KE.
Z Brukseli Łukasz Osiński