Artur Ciechanowicz: Jakie konsekwencje dla duetu Miedwiediew-Putin będzie miał kryzys gospodarczy?
Borys Bieriezowski*: Ich układ nie przetrwa kryzysu. Pytanie tylko, czy ich reżim padnie sam, czy też Rosja upadnie wraz z nim, tak jak padł Związek Sowiecki.
Skąd pewność, że obaj przywódcy nie wyjdą z całej zawieruchy obronną ręką?
Dlatego że Rosja mimo wszystko jest gospodarką rynkową. Nie taką jak Polska czy Wielka Brytania, ale jednak. A gospodarka rynkowa potrzebuje inwestycji strategicznych: w fabryki i w infrastukturę. Dziś takich inwestorów nie ma. Boją się inwestować, bo Moskwa dowiodła, że jest nieprzewidywalna, wręcz psychopatyczna. Kto - oprócz Rosji - uznał Abchazję i Osetię? Nikaragua. To chyba nie wymaga komentarzy. Ale nie tylko o politykę chodzi. W Rosji nikt nie jest pewny swojej własności. Jeden człowiek, w tym przypadku Putin, może zabrać, co chce i komu chce, a potem rozdzielić te dobra. Przykłady można mnożyć, m.in. Jukos, British Petroleum i moje firmy padły ofiarą tego systemu. Szantażując mnie i wtrącając do więzienia moich współpracowników, Putin odebrał mi choćby telewizję ORT. Któż więc byłby tak szalony, by lokować tam swoje pieniądze? W pewnej chwili ta sytuacja osiągnie punkt krytyczny i nastąpi wybuch społeczny, który zmiecie polityczną mafię blokującą rozwój gospodarczy kraju.
Jak dokładnie według pana będzie wyglądał taki krach? Przewrót pałacowy czy może kolorowa rewolucja?
Problem Rosji to brak zorganizowanej opozycji, która stanęłaby na czele niezadowolonych. Choć tak naprawdę nie jest ona wcale potrzebna. W chwili gdy Rosjanie będą mieli dość życia z dnia na dzień, kiedy nie będą mieli co jeść - a nastąpi to bardzo niedługo - na ulice wyjdzie wściekły tłum.
A kto stanie na czele tłumu?
Proszę zobaczyć, co dzieje się w poszczególnych regionach Rosji - to w nich rozegra się ta rewolucja. Tam codziennie znajduje się ktoś, kto staje na czele tłumu. Rewolucja nie będzie sterowana centralnie.
Skoro tak prosto to przewidzieć, to dlaczego Kreml i Putin nie robią nic, by temu zapobiec?
Bo nie da się walczyć z prawami historii. Dziś prezydent Miedwiediew coraz energiczniej wychodzi z cienia premiera Putina. Los Putina dokonał się, gdy podjął on decyzję o roszadzie na szczytach władzy i wpuszczeniu na Kreml następcy. Jemu się wydawało, że to tylko formalność i dalej wszystko będzie po staremu. Teraz nie ma już najmniejszej szansy powrotu na Kreml. Ma za to stuprocentową możliwość trafienia na ławę oskarżonych za przestępstwa, które popełnił i które nadal popełnia.
Czy Miedwiediew ma szansę utrzymać się u władzy po kryzysie?
Kryzys można pokonać tylko w jeden sposób: radykalnie zmieniając ustrój. Jeśli Miedwiediew zdecyduje się na to, może się uratować.
Czy Miedwiediew potrafiłby zmienić reżim?
Nie ma innego wyjścia. Ten ustrój nie ma żadnego kredytu zaufania: ekonomicznego ani politycznego. Musi zostać zdemontowany. Miedwiediew albo to zrobi, albo zostanie pogrzebany wraz z Putinem.
Co właściwie rozumie pan jako "demontaż systemu"?
Przede wszystkim odzyskanie zaufania. Pierwszy krok: uwolnienie Chodorkowskiego z więzienia. Drugi: rozwiązanie sprawy Politkowskiej. Wreszcie wydanie Wielkiej Brytanii Siergieja Ługowoja podejrzanego o otrucie Aleksandra Litwinienki. To z pozoru błahe rzeczy, które są jednak jasnym sygnałem dla świata, że reżim się zmienia. Miedwiediew ze współodpowiedzialnego za zbrodnie, jakim jest teraz, stałby się oskarżycielem.
Jak będzie wyglądać Rosja po kryzysie?
Mam nadzieję, że obecny reżim upadnie, zanim zdąży upaść sama Rosja, bo wtedy stałaby się nieunikniona wojna domowa wszystkich ze wszystkimi. Oby wszystko odbyło się jednak pokojowo i zaczęła działać konstytucja. Kraj przekształciłby się w federację lub konferderację, gdyż jako państwo scentralizowane nie ma szans przetrwania. Kryzys stwarza nam szansę nadrobienia straconego czasu.
*Borys Bieriezowski, oligarcha mieszkający w Londynie, jeden z pierwszych rosyjskich miliarderów. Był bliskim współpracownikiem prezydenta Borysa Jelcyna (finansował jego kampanię wyborczą). Jeden z najbardziej zaciekłych wrogów Władimira Putina, w 2001 roku uciekł za granicę w obawie przed aresztowaniem