Mimo bezdyskusyjnej poprawy bezpieczeństwa w ciągu ostatniego roku, Irak wciąż znajduje się w stanie "pełnego przemocy quasi-pokoju", jak określili obecną sytuację analitycy z poważanego ośrodka Brookings Institution z Waszyngtonu. Tylko w zeszłym tygodniu w zamachach samobójczych zginęło 60 Irakijczyków. Wciąż niespokojna jest północ kraju, gdzie Al-Kaida utrzymuje swój ostatni bastion w górskich bezdrożach pod Mosulem. Napięcia między zwaśnionymi grupami szyitów i sunnitów grożą nawrotem wojny domowej.

Reklama

Jednak Irak na dobre przestał być synonimem najbardziej niebezpiecznego kraju świata. Jeszcze wczoraj przyjechali tu pierwsi oficjalni cywilni turyści z USA, Europy Zachodniej i Japonii. Styczniowe wybory lokalne przebiegły w spokojnej atmosferze. Skonfliktowane do niedawna grupy religijne powoli porzucają rozwiązywanie problemów za pomocą kałasznikowów i lobbują na rzecz swoich interesów w irackim parlamencie.

Amerykańscy żołnierze, którzy wypełnili swoje zadanie, czekają na przerzut do Afganistanu. To tam toczy się teraz wojna na śmierć i życie, w porównaniu z którą obecna sytuacja w Iraku przypomina sielankę. Tylko od ceremonii zaprzysiężenia Baracka Obamy na prezydenta USA wyjechało z Iraku już 12 tysięcy amerykańskich żołnierzy. W tej chwili nad Eufratem i Tygrysem jest ich jeszcze około 140 tysięcy.