"Vlaams Belang", działający do 2004 r. jako "Vlaams Blok", zdobywa we Flandrii, jednym z trzech głównych regionów Belgii (obok Walonii i Brukseli), coraz większe poparcie. Portal wskazuje, że jest to związane z obawami mieszkańców najbardziej zamożnej części Unii Europejskiej przed migracją, przed którą właśnie przestrzegają flamandzcy nacjonaliści.
"Politico" wskazuje, że Belgia od dawna ma dysfunkcyjne życie polityczne i jest rekordzistą świata w najdłuższym czasie formowania rządu podczas rozmów koalicyjnych, które trwało ponad 500 dni. "Teraz napięcia między niderlandzkojęzyczną Flandrią na północy a francuskojęzyczną Walonią na południu kraju grożą znacznie większym kryzysem" - napisał portal.
"Belgia jest wymuszonym małżeństwem"
Z najnowszego sondażu preferencji partyjnych mieszkańców Belgii wynika, że "Vlaams Belang" cieszy się największym poparciem ze wszystkich partii politycznych w kraju. Belgia jest wymuszonym małżeństwem - mówi "Polico" przywódca ugrupowania Tom Van Grieken. Deklaruje on, że jego partia jest gotowa do jednostronnego ogłoszenia niezależności regionu.
Eksperci, z którymi rozmawiała autorka tekstu, podkreślają, że flamandzcy nacjonaliści stają się beneficjentami niezadowolenia mieszkańców regionu, którzy obawiają się wzrostu liczby migrantów. Z badań portalu VRT Nws wynika, że migracja jest postrzegana jako główny problem przez mieszkańców tej części Belgii. Belgia upada nie dlatego, że istnieje partia flamandzkich nacjonalistów. To dlatego, że Belgia nie działa, istnieje partia flamandzkich nacjonalistów - twierdzi Van Grieken.
Andrzej Pawluszek