13-letni Murad Ali był jednym w 1500 dzieci, które przewinęły się przez obóz talibów w górach przy granicy z Afganistanem. "Mój instruktor powtarzał, że za męczeńską śmierć czeka mnie największa nagroda u Allaha" - mówi "Timesowi". Kilka miesięcy spędzone w obozie wspomina jako czas 16-godzinnego treningu fizycznego i indoktrynacji.

Podobne są wspomniania 15-letniego Abdula Wahaba. "Zabrali mnie z medresy (muzułmańskiej szkoły - red.) w Mingorze. Mówili, że walka z wrogami islamu jest obowiązkiem każdego muzułmanina" - relacjonuje.

Reklama

Według innych relacji szkoleni chłopcy mieli nie wahać się nawet przed zabiciem własnych rodziców, gdyby ci przeszli na stronę wrogów Islamu, do których należą oprócz Żydów i Chrześcijan również wierni rządowi Pakistanu żołnierze czy policjanci.

Według "Timesa" losy chłopców to jedynie przykład na to, co działo się w pakistańskiej dolinie Swat zanim kilka tygodni temu talibów nie wyparła stamtąd pakistańska armia. Uderzenie rozbiło obozy i doprowadziło do rozproszenia ich uczestników. Wielu jednak do dzisiaj przebywa w innych, ciągle funkcjonujących, obozach.

Pakistański wywiad dowodzi, że 80 proc. talibskich zamachowców samobójców przewineło się przez tego typu obozy szkoleniowe.