Przyjęte podczas szczytu NATO w Wilnie plany obronne, to największa zmiana w systemach militarnych od 1949 roku. Zakładają, przede wszystkim, powrót do korzeni sojuszu, czyli obrony kolektywnej - wyjaśnił admirał Bauer.

Głównym założeniem nowych planów jest "odstraszanie i zapobieganie" agresji rosyjskiej i organizacji terrorystycznych. Podzieliliśmy terytorium sojuszu na trzy obszary: północno-atlantycki, centralno-europejski i południowy z Morzem Czarnym i Śródziemnym. Każdy z tych regionów ma zupełnie inne uwarunkowania i boryka się z innymi problemami, w związku z tym plany nie są jednakowe - wskazał.

"Nowością są siły szybkiego reagowania"

Reklama

Kolejnym elementem jest zebranie sił sojuszu i rozdzielenie ich na poszczególne obszary. Tu nowością są 300 tys. siły szybkiego reagowania, które będą dostępne w ciągu zaledwie 30. dni - powiedział. Dodał, że zmiany obejmą też łańcuch dowodzenia siłami sojuszniczymi.

Musimy wzmacniać zagrożone obszary: wschodnią flankę, daleką północ, Ocean Atlantycki. Rosjanie są wszędzie; na południu - w Afryce i rejonie Morza Śródziemnomorskiego, w kosmosie i w cyberprzestrzeni. Wszystkie pięć domen operacyjnych musi być cały czas monitorowanych przez służby wywiadowcze państw sojuszu - oświadczył i wskazał: Jeśli skupilibyśmy się tylko na jednym obszarze, Rosjanie zaatakowaliby w innym.

"Jeżeli miałoby dojść do inwazji"

Reklama

Podkreślił, że nowe plany zawierają m.in. obronę Przesmyku Suwalskiego czy Bramy Brzeskiej przed ewentualnym atakiem Rosjan. Jeżeli miałoby dojść do inwazji, wiedzielibyśmy o tym na długo przed faktycznym atakiem. W przypadku Polski, wojska rosyjskie musiałyby m.in. zostać przerzucone na Białoruś, a następnie zgromadzić się przy polskiej granicy. Już wtedy podjęlibyśmy odpowiednie działania, jeszcze przed zastosowaniem art. 5. traktatu - powiedział.

Bauer zaznaczył, że w Polsce stacjonuje batalionowa grupa bojowa, która w razie wzrostu zagrożenia zostanie rozbudowana do brygady. Takie same jednostki stacjonują na Litwie, Łotwie i w Estonii. Podkreślił, że z militarnego punktu widzenia jest to najbardziej sensowne rozwiązanie. Dodał, że podobne grupy znajdują się w południowej części wschodniej flanki Sojuszu. Jeżeli zagrożenie wzrosłoby na południu, w Bułgarii czy Rumunii, zwiększymy swoją obecność w tamtym regionie. Decyzje podejmujemy na podstawie raportów wywiadowczych - wyjaśnił.

Następnym krokiem byłoby, jak wskazał Bauer, przerzucenie do zagrożonego regionu kolejnych elementów 300–tysięcznych sił szybkiego reagowania. Podając przykład sił lądowych podkreślił, że Sojusz wysłałby w zagrożony rejon korpusy, dywizje czy brygady, zgodnie z zatwierdzonymi planami, w celu zapewnienia odpowiednich warunków do przeprowadzenia skutecznej sojuszniczej operacji obronnej. W razie zagrożenia, przerzucimy tyle sił ile będzie potrzeba - zapewnił Bauer.

Reagowanie na ewentualną inwazję Rosji na wschodnią flankę ma zostać przećwiczone w ramach ćwiczeń Steadfast Defender zaplanowanych na 2024 r. W manewrach udział weźmie około 40 tys. żołnierzy sojuszu. To jedno z największych tego rodzaju przedsięwzięć od czasów zimnej wojny - podkreślił szef komitetu wojskowego NATO.

"Wyciągnęliśmy wnioski z toczących się w Ukrainie walk"

Admirał wskazał, że nowe plany NATO zakładają walkę z odbudowaną armią rosyjską. Przyjęte w Wilnie plany zakładają działanie przeciwko siłom rosyjskim w stanie z przed 24 lutego 2022 roku - podkreślił.Pytany o to, jak długo zajmie implementacja przyjętych w Wilnie założeń, odpowiedział, że ależy to od czasu, w którym państwa członkowskie będą w stanie zdobyć uzbrojenie i zgromadzić niezbędne siły.

Wyciągnęliśmy wnioski z toczących się w Ukrainie walk i uwzględniliśmy je w planach. Widzimy, że niezwykle ważna jest zintegrowana obrona przeciwrakietowa, ale i głębokie, precyzyjne uderzenia. Wiemy, że państwa członkowskie nie będą mogły kupić tego uzbrojenia z dnia na dzień. Przemysł zbrojeniowy zmaga się ze zwielokrotnieniem produkcji, ponieważ nigdy wcześniej nie musiał odpowiadać na tak gwałtowny wzrost zapotrzebowania - wyjaśnił i dodał: Musimy odbudować te zdolności, nad którymi pracę przez lata odkładaliśmy na później.

Jak wskazał, czasu potrzeba również na odpowiednie wyszkolenie oficerów, żołnierzy i reszty kadry. O zmianach w NATO trzeba myśleć w kategoriach procesu, a nie natychmiastowego zwrotu - ocenił.

"Nie możemy nikomu niczego narzucać"

NATO to sojusz 31 suwerennych państw, więc nie możemy nikomu niczego narzucać. Trzeba jednak pamiętać, że wszystkie państwa członkowskie przyjęły plany, wraz z wynikającymi z nich zobowiązaniami. Mamy zamiar je egzekwować. Zarówno ja, jak i Sekretarz Generalny NATO, będziemy w tej kwestii coraz bardziej stanowczy i surowi - oświadczył Bauer.

Jak zauważył, w przeszłości, jeśli państwo członkowskie nie wywiązało się ze swoich zobowiązań, skutkowało to zmniejszeniem jego zaangażowania w misję np. w Afganistanie czy Iraku. Oczywiście, szkodziło to misji, ale nie kolektywnej obronie. Teraz niewywiązanie się zagraża bezpieczeństwu nie tylko konkretnego państwa członkowskiego, ale i całego sojuszu - zaznaczył.

Autorka: Daria Al Shehabi