To po prostu niewiarygodne, że podczas mobilizacji wojsko nie wie, jak przetransportować żołnierzy do punktów zbiórki i wymaga od rodziców ryzykowania życia - powiedział dziennikarzom ojciec, który zawiózł syna w okolice Strefy Gazy.

Reklama

Żołnierze bez transportu

Wyjaśnił on również, że zawiózł syna oraz jego kolegę po tym, jak obaj zostali wezwani, żeby dotrzeć do punktu zbiórki na pustyni Negew, lecz nie zapewniono im transportu.

Zabrałem ich razem z dwójką innych rodziców. Podróż odbywała się w miejscu, w którym spadło wiele rakiet. Zatrzymywano nas prawie na każdym skrzyżowaniu, ponieważ obawiano się, że na tym samym obszarze przemieszczają się terroryści - podkreślił mężczyzna.

Oskarżenia pod adresem armii

W izraelskich mediach padają oskarżenia względem armii, że na granicy ze Strefą Gazy nie było wystarczającej liczby żołnierzy i dlatego bojownikom palestyńskim względnie łatwo udało się przedostać z lądu i z powietrza na terytorium Izraela.

"Wojsko umieściło bardzo szeroką zaporę pełną czujników przy granicy, ale infiltracja była możliwa ze względu na niewielką liczebność sił wzdłuż linii granicznej" - ocenił portal Walla.

"Nawet kilka godzin po infiltracji na granicy nadal nie było wystarczającej liczby żołnierzy, których prawdopodobnie odesłano do domu na święto Sukot, podobnie jak przed wojną Jom Kipur 50 lat temu - pisał komentator portalu Ynet.

Połączone siły Egiptu i Syrii najechały Izrael w 1973 r. w dniu żydowskiego święta Jom Kipur, kiedy zakładano, że większość żołnierzy izraelskich będzie na przepustkach.

Reklama

Atak Hamasu na Izrael

Atak Hamasu na Izrael rozpoczął się w sobotę nad ranem. Ze Strefy Gazy wystrzelono zdaniem izraelskich źródeł około 2,2 tys. rakiet. Bojownicy przeniknęli do niektórych miast na południu Izraela i pojmali nieznaną liczbę Izraelczyków do niewoli. W wyniku ataków zginęło co najmniej 200 Izraelczyków, rannych jest co najmniej 1100 osób. W atakach odwetowych Izraela zginęło ponad 230 Palestyńczyków, a 1610 zostało rannych.