Shlomo Afanasev pracuje jako rabin w Hanowerze, ale przybył do centrum społeczności przy Brunnenstrasse w Berlinie - pisze "Tagesspiegel". Wczesnym rankiem w środę dwie zakapturzone osoby rzuciły koktajlami Mołotowa w kierunku budynku. "Koktajle Mołotowa różnią się od rzucenia kamieniem. Mogą być naprawdę niebezpieczne, a w budynku mieszka wiele osób" - zauważył Shlomo Afanasev.
Podkreślił, że od 22 lat w tej okolicy, "nic mi się nie stało. Oczywiście można by tam teraz umieścić więcej policjantów". Ale "na dłuższą metę pytanie brzmi, jak dotrzeć i edukować ludzi, którzy teraz okazują swoją nienawiść na ulicach".
Zapytany dlaczego jego zdaniem właśnie ta synagoga stała się obiektem ataku, Shlomo Afanasev stwierdził, że "duży procent tutejszej ludności jest pochodzenia arabskiego. Może dlatego, że nie byliśmy tak dobrze chronieni jak inne instytucje, takie jak synagoga przy Oranienburger Strasse. Ale to nie jest oskarżenie; jak dotąd nie miałem poczucia, że potrzebna jest większa ochrona".
"Staliśmy się trochę bardziej ostrożni. Uzgodniłem z moimi dziećmi, że będą nosić czapkę z daszkiem zamiast jarmułki. Do wczoraj sam nosiłem jarmułkę, ale na razie wolę tego nie robić. Mam nadzieję, że tylko na razie" - powiedział Shlomo Afanasev w rozmowie z "Tagesspiegel".
Z Berlina Berenika Lemańczyk