W czasie ostatniej wizyty w Warszawie kanclerz Olaf Scholz miał zaproponować premierowi Donaldowi Tuskowi przekazanie ok. 200 milionów euro dla wciąż żyjących polskich ofiar III Rzeszy. W Polsce jest około 40 tys. żyjących jeszcze byłych pracowników przymusowych czy więźniów obozów koncentracyjnych. Z wyliczeń wynika więc, że chodzi o około 5 tys. euro na osobę, czyli ok. 21 tys. zł.

Reklama

"To jest hojny gest"

"Tak dużych pojedynczych wypłat nie było jeszcze nigdy. Nawet gdy w latach 2001 i 2002 wypłacono łącznie 1,812 miliarda marek – wtedy żyło jednak jeszcze o wiele więcej ludzi, którzy cierpieli w Polsce w czasie niemieckiego reżimy nazistowskiego” - zauważa "Sueddeutsche Zeitung".

Według gazety, w kontekście gospodarczego zastoju i przyszłorocznego budżetu Niemiec, które doprowadziły koalicję rządową w Niemczech na skraj rozpadu, taka kwota jest dużym osiągnięciem. "Bo jest to hojny gest. Żadne naprawienie szkód. Jak gdyby coś takiego w ogóle byłoby możliwe. Nie ma już też mowy o reparacjach (…). Te 200 milionów to zatem też za mało i za późno" - czytamy w gazecie.

Tusk uznał kwotę za zbyt małą

Reklama

Jak wiadomo Olaf Scholz i Donald Tusk nie ogłosili publicznie porozumienia w ten sprawie podczas spotkania w Warszawie. Według Onetu, stało się tak dlatego, że polski premier uznał tę kwotę za zbyt małą.

"Czy Tusk chciałby zostać tym, który dał się uspokoić Niemcom za niewiele? Czy zostać tym, który jako pierwszy od wielu lat coś osiągnął? Bo to już mu się udało. Choćby przez to, że w ciągu siedmiu miesięcy od objęcia urzędu przeprowadził polsko-niemieckie konsultacje rządowe, których nie było przez prawie sześć lat. To pokazuje, jak ważni są dla niego Niemcy” - pisze "Sueddeutsche Zeitung".

Dodaje, że nie chodzi tu jednak tylko o wsparcie finansowe dla niedużej grupy starszych osób. "Chodzi o samopoczucie całego narodu. Polki i Polacy tak bardzo ucierpieli w wyniku niemieckiej napaści i do dziś doczekali się najmniejszego uznania z tego tytułu. W porównaniu otrzymali też najniższe wypłaty".