Abdul Rahman Al-Assir czasem bywa Adbulrahmanem, czasem El-Assirem - w zależności od tego, czy opisuje go francuska, pakistańska, portugalska czy peruwiańska prasa. 59-letni, wysoki, przystojny. Urodził się w Bejrucie, posługuje się madryckim adresem, podobno - kilkoma paszportami. Podobno na audiencji przyjął go Jan Paweł II. "Podobno" to w wypadku Assira słowo klucz. Biznesmen nie spotyka się z dziennikarzami, nie udziela wywiadów. Słynie z dyskrecji. Wizytówek nie rozdaje. W prasie publikowane jest tylko jedno jego zdjęcie - marnej jakości, na którym śniady, w ciemnych okularach, chowa się za drobną blondynką.

Reklama

Assir? Brak kontaktu

Choć z Polską robi interesy od lat 70., Polska po raz pierwszy usłyszała o nim nieco ponad dwa lata temu. W czerwcu 2007 r. Al-Assir (tak podpisuje się w oficjalnych dokumentach) pojawił się jako pasażer samolotu do Gruzji z prezydenckim ministrem Robertem Drabą. Co robił w prezydenckim samolocie? Był jak najbardzej na miejscu: to on umożliwił Bumarowi sprzedaż Gruzji przeciwlotniczych rakiet Grom. Sprawa stała się głośna (w 2007 r. część wyrzutni do gromów wpadła w czasie wojny w ręce Rosjan), opisywała ją szeroko rosyjska prasa. "Dla nich to była gratka. Nie dość, że gromy są skopiowane z rosyjskich rakiet, to jeszcze dostarczał je Gruzinom tajemniczy człowiek o arabskim nazwisku" - opowiada mi pracownik Bumaru.

Niejako przy okazji okazało się, że od lat Assir pomaga Bumarowi sprzedawać broń na całym świecie. Może dlatego niektórzy przedstawiają go jak "boga wojny" z kontaktami na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Podkreślają pokrewieństwo z Saudyjczykiem Adnanem Kashoggim, znanym handlarzem bronią (Assir był mężem jego siostry).

Abdul Rahman Al-Asir to raczej "middleman", pośrednik, niż król handlu bronią. Bo żeby pośredniczyć, trzeba mieć kontakty. I ogładę. Abdul Rahman Al-Assir ma jedno i drugie. Przyjaźni się z Juanem Carlosem, królem Hiszpanii (razem polowali na Węgrzech), z Francisem Franco (wnukiem dyktatora), z Alanem Garcią (prezydentem Peru).

...czytaj dalej



Reklama

Middleman od kilku lat - razem z bratem - zarządza potężną amerykańską firmą paliwową z Houston Gulf Interstate Engineering Company (GIEC). Specjalizacja - budowanie ropociągów. Ciekawostka: GIEC jako jednym ze swoich sukcesów chwali się pracą przy koncepcjach ropociągu Odessa - Brody - Płock.

To niejedyny ślad Assira, który prowadzi do Polski. W 2005 r. Libańczyk założył w Luksemburgu spółkę z Tomaszem Klukowskim i Przemysławem Krychem, biznesmenami z Warszawy. Nazwali ją Level Seven. Czym się zajmuje? Klukowski i Krych to poważni inwestorzy, ich spółka Cornerstone Partners obraca milionami.

"Poznaliśmy tego pana około pięciu lat temu, przy okazji jednej z inwestycji, której przyglądaliśmy się w tamtym okresie" - odpisuje nam Przemysław Krych przez asystentkę do spraw PR. "Pan Al-Assir reprezentował inwestorów z Kuwejtu zainteresowanych tą samą transakcją. Transakcja ta nie doszła do skutku i z panem Al-Assirem nie mamy od dwóch lat żadnych kontaktów".

Czy biznesmeni znali zawodowy background Assira? Czy wiedzieli, że handluje bronią?

"Nie. Pan Al-Assir występował w kontaktach z nami jako reprezentant inwestorów z Kuwejtu i nie był samoistnie naszym partnerem biznesowym. Z inwestorami z Kuwejtu dalej mamy kontakty, z panem Al Assirem - od dwóch lat nie".

Czym zajmowała sie spółka Level Seven? "Została założona jako spółka celowa dla zakupu jednej z nieruchomosci w Warszawie - transakcja ta nie doszła do skutku, a spółka nie podjęła żadnej innej działalności. Jakiś czas temu podjęliśmy próbę postawienia spółki w stan likwidacji - brak kontaktu z panem Al-Assirem to uniemożliwił".

Assir pilnie śledzi wszystkie publikacje, w których pojawia się jego nazwisko. Wśród warszawskich dziennikarzy krąży anegdota: kiedy jeden z reporterów napisał, że Assir był podejrzewany o współpracę z Hezbollahem i związki z terrorystami z Al-Kaidy, biznesmen miał wynająć pośrednika, który skontaktował się z reporterem. "Message był krótki: albo znajdziesz dowody, że Libańczyk zadaje się z terrorystami, albo spotkasz się z nim w sądzie" - opowiada jeden z dziennikarzy. "A przy okazji może cię zainteresuje, że w zeszłym roku gośćmi pana Assira byli Juan Carlos i Bill Clinton? Według ciebie tacy ludzie odwiedzają terrorystę?!"

...czytaj dalej



Stocznie za akcje Bumaru

Od tygodnia Assir jest jednym z bohaterów afery stoczniowej. To on wpłacił w imieniu rządu Kataru gigantyczne wadium, 26 milionów złotych, za polskie stocznie. Przetarg na zakłady w Gdyni i Szczecinie wygrał fundusz o egzotycznej nazwie Stichting Particulier Fonds Greenrights (SPFG). Assir był jednym z ludzi, którzy występowali w jego imieniu. Olbrzymie wadium przelał z konta w polskim BRE Banku.

Według analizy CBA przy okazji kupowania stoczni domagał się od Ministerstwa Skarbu zwrotu prowizji za sprzedaż polskiej broni z Bumaru. Czy miało to wpływ na przebieg negocjacji? Czy długi Bumaru położyły się cieniem na arabskich planach inwestycji w stocznie i w efekcie Libańczyk nie dość, że nie odzyskał prowizji, to jeszcze stracił wadium?

Z raportu CBA: "Najbardziej zaskakujące wydaje się (...) ustalenie źródła pochodzenia kwoty ponad 26 mln zł wpłaconej jako wadium. (...) Wpłaty tej dokonał z własnych pieniędzy Abdul El-Assir, który w przeszłości pośredniczył w sprzedaży broni produkowanej przez Bumar SA na całym świecie, i z tego tytułu wysuwa wobec tej spółki roszczenia z tytułu prowizji (...)".

Podobno minister skarbu Aleksander Grad był oczarowany Al-Assirem i jego bliskowschodnimi koneksjami. Dziś minister mówi, że dla resortu Assir był mało istotny. I że to stronie katarskiej czy kuwejckiej zależało na jego udziale w negocjacjach.

Według CBA minister Grad i jego współpracownicy nie mieli pojęcia, czym jest Stichting Particulier Fonds Greenrights. "Wziąłem te papiery i siedzieliśmy tutaj nad tymi właścicielami, tak naprawdę to jest tak zagmatwana sprawa, że do tego nijak nie można dojść, bo nie ma w tych wszystkich rejestrach uwidocznionych właścicieli, jest uwidoczniony tylko reprezentant" - mówił jeden z urzędników Grada w rozmowie nagranej przez CBA.

Przetarg na stocznie był objęty ochroną kontrwywiadowczą. To oznacza, że Al-Assirem interesowały się nie tylko CBA, ale też ABW i wojskowy kontrwywiad. Czy wiedziały, że nazwisko Assira pojawia się w jednej z największych korupcyjnych afer, jakie wstrząsnęły Pakistanem?

...czytaj dalej



Ochrona kontrwywiadowcza - jeśli rzeczywiście istnieje - na pewno nie przeoczyła informacji z czwartkowej Gazety Wyborczej: podobno kupnem stoczni zainteresowany jest francuski koncern zbrojeniowy DCNS. Ten sam, którego pośrednikiem w handlu z Pakistanem w latach 90. był Abdul Rahman Al-Assir.

Imperium korupcji

Robert Ranson, farmer z południowego Surrey, dobrze zapamiętał ten dzień: ciepły, letni dzień 1996 roku. Asif Ali Zardari przemknął obok niego w pełnym galopie. Kiedy kilkaset metrów dalej minął bramę rezydencji, przyhamował konia. Obrócił się i z oddali radośnie pomachał do wieśniaka. "To był jedyny raz, kiedy go widziałem" - opowie niemal dwa lata później Ranson. Scenę zapamiętał dobrze, na tyle dobrze, żeby w kwietniu 1998 r. opowiedzieć o niej kilku tabloidom. "To był jedyny raz, kiedy musiałem skosić boisko do polo. Przyjeżdżał właściciel posiadłości Rockwood. Mówiono, że to mąż jakiejś ważnej kobiety".

Asif Ali Zardari, nowy właściciel Rockwood nieopodal Godalming - jednej z najdroższych części Wielkiej Brytanii - pochodzi z dobrej rodziny. Najpierw przez długie lata znany był w Pakistanie jako playboy. Potem - jako mąż Benazir Bhutto, premier Pakistanu i minister do spraw inwestycji. To wtedy przylgnął do niego nieprzyjemny przydomek "Mr 10 percent" ("Pan 10 procent", choć niektórzy do dziś upierają się, że właściwe przezwisko brzmiało "Mr 40 percent").

W dniu, w którym galopował po zalanej słońcem łące w południowym Surrey, świat był wciąż prosty i poukładany: on był mężem pani premier i ministrem, ona była premierem. Dwa lata później świat nieco się skomplikował, bo hasła "Zardari", "Bhutto" i "Rockwood" stały się synonimem gigantycznej korupcyjnej afery. To właśnie w niej - w związku z bankowymi przelewami na zagraniczne konta Zardariego - pojawia się nazwisko Al-Assira.

Do afery doszło, choć Asif Ali Zardari był dobrym ministrem. Jak nikt inny znał się na inwestycjach. Za jego czasów każdy w Pakistanie wiedział, do których drzwi zapukać, aby szybko i bezboleśnie załatwić sprawę. Oraz ile kosztuje łapówka za szybkość i bezbolesność. Dziennikarze żartowali: gdyby korupcja dała się spieniężyć, Pakistan byłby bogaty.

...czytaj dalej



Kiedy Zardari zajmował się w rządzie inwestycjami, Transparency International umieściła Pakistan na drugim miejscu listy najbardziej skorumpowanych krajów świata. Po Islamabadzie krążył dowcip: mamy drugie, bo przekupiliśmy Nigerię żeby była pierwsza.

W listopadzie 1996 roku rząd Benazir Bhutto został zdymisjonowany przez prezydenta Pakistanu. Zardariemu zostały postawione zarzuty: korupcji i powiązania z zamachem na życie pewnego biznesmena. Minister do spraw inwestycji na siedem lat trafił do aresztu. Nowy rząd w Islamabadzie z werwą zabrał się za gromadzenie dowodów przestępstw. Szukały ich rządowa komisja i wynajęta amerykańska agencja śledcza. Praca nie była łatwa, bo Zardari rzadko podpisywał trefne dokumenty.

Agentom Pakistanu udało się jednak odnaleźć to i owo: kolekcję biżuterii wartą miliony dolarów, zagraniczne konta i majątek w Rockwood - posiadłość wartą 4 miliony funtów, kupioną za pieniądze z łapówek. "Jak mógłbym myśleć o posiadłości w Anglii, kiedy wielu Pakistańczyków nie ma nawet dachu nad głową?" - mówił Zardari. W końcu, w ogniu dowodów, jakie pojawiły się przed sądem w Islamabadzie, przyznał się: to on był właścicielem Rockwood.

W 1997 r. w sukurs prokuraturze z Pakistanu przychodzi tajemniczy pośrednik. Proponuje układ: 10 milionów za dokumenty z kancelarii Jensa Schlegelmilcha, adwokata rodziny Bhutto. Ostatecznie wystarcza mu milion. Śledczy zacierają ręce: dokumenty to nie fałszywki. I potwierdzają, że Zardari transferował pieniądze z łapówek do rajów podatkowych. Wkrótce rusza śledztwo w Szwajcarii: okazuje się, że szwajcarskie firmy SGS i Cotecna płaciły Zardariemu prowizje za kontrakty w Pakistanie.

Do Pakistanu i Szwajcarii, które zajmują się łapówkami ministra, dołącza Wielka Brytania. Tamtejszy sąd wszczyna postępowanie w sprawie okoliczności nabycia majątku przez Zardariego.

Krok po kroku, przed sądami w trzech krajach, odsłania się zmontowane przez Bhutto i jej męża imperium korupcji: za kontrakt na sprzedaż 32 myśliwców Mirage francuski koncern wpłacił Zardariemu 200 mln dol.; Abdul Razzak Yaqub z Dubaju, w zamian za wyłączność na import złota przelał 40 mln dol.; szwajcarska SGS za kontrakt na kontrolę celną pakistańskiego importu - 11 mln dol.

...czytaj dalej



Trzy miliony od Al-Assira

Właśnie wtedy w korupcyjnej historii pojawia się nazwisko Al-Assira. Najwyższy Sąd Anglii i Walii przesłuchuje świadków. Chce wiedzieć, w jaki sposób Zardari zdobył pieniądze na posiadłość Rockwood. Ustala, że na konto jego szwajcarskiej firmy Bomer (nigdy nie prowadziła działalności) w 1995 r. trafiły tajemnicze przelewy:

15 czerwca nieznany klient Citibanku w Nowym Jorku wpłacił 3 mln dol.

22 sierpnia 1,2 mln dol. przelewa z konta Citibanku w Nowym Jorku człowiek o nazwisku Al-Assir.

1 września z konta Citibanku w Nowym Jorku człowiek o nazwisku Al-Assir przelewa 1,8 mln dolarów.

Sąd stwierdza, że te przelewy to ciche prowizje lub łapówki: "Wzmiankowane wyżej przelewy otrzymane od Mr Al-Assira (wymienione w paragrafach 36.2 i 36.3) zawierały tajne prowizje lub łapówki (...). Bomer nie prowadził samodzielnej działalności. Jak już powiedziano, Bomer był używany przez mr Zardariego i Ms Bhutto do otrzymywania łapówek, szczególnie tajnych prowizji lub łapówek płaconych przez firmy SGS i Cotecna. (...) Mr Schlegelmilch stwierdził (...), że dwa przelewy - na milion i na 325 tysięcy dolarów - około połowy 1994 roku wpłacił Bomerowi Mr Assir. Zasugerował, że obie kwoty zostały wpłacone panu Zardariemu w celu zrealizowania kontraktu na ropę z mr Assirem".

Czy Al-Assir, o którym mówią brytyjskie i szwajcarskie dokumenty - nie wymieniając imienia - to Al-Assir od polskich stoczni? Z konta w jakim banku i w jakim kraju Abdul Rahman Al-Assir wpłacił pieniądze na wadium na rachunek w BRE? Roma Sarzyńska, rzecznik Agencji Rozwoju Przemysłu: "Nie udzielamy informacji o podmiotach trzecich".

Czy w połowie lat 90. Assir mógł płacić prowizje za kontrakty dla Pakistanu? Sprawdzamy: w tym czasie pośredniczył w kilku ważnych umowach. Na pewno sprzedawał Pakistanowi francuskie łodzie podwodne Agosta z koncernu DCNS.

...czytaj dalej



Czy Assir mógł płacić prowizje na konta Zardariego? Abdul Rahman Al-Assir jest przyjacielem Zardariego. Wspomina o tym raport sporządzony przez byłego oficera DGSE (wywiadu francuskiego) w związku z transakcjami handlu bronią z lat 1993 - 1995. Mówi też relacja z procesu w Islamabadzie w 2001 r. Okazało się na nim, że kiedy przed finalizacją jednego z kontraktów Abdul Rahman Al-Assir odwiedził Islamabad, rachunek za jego pięciogwiazdkowy hotel płacił rząd. Assirowi towarzyszył Jens Schlegelmilch, adwokat ciemnych interesów Zardariego. Z depeszy pakistańskiej agencji prasowej: "Prokurator stwierdził, że obecność Jensa Schlegelmilcha i Abdura Rehmana Al-Assira w stolicy w czasie finalizowania kontraktu potwierdza bez cienia wątpliwości ich związek z oskarżonym".

Asif Ali Zardari po siedmiu latach wyszedł z więzienia. Za kaucją. Jego świat znów jest poukładany i prosty: od 2008 r. jest prezydentem Pakistanu. Nie wiadomo, czy ma jakieś konta za granicą. I czy wciąż utrzymuje kontakty z człowiekiem o nazwisku Al-Assir.

Polski Ursus i pakistańska łapówka

Korupcyjna afera z Pakistanu ma ciekawy polski wątek. W 1994 roku za kontrakt na sprzedaż traktorów Zakłady Mechaniczne Ursus zasiliły konto Zardariego pokaźną łapówką.

Skąd to wiadomo? Z oficjalnych dokumentów. Pod koniec lipca 1997 r. Szwajcaria przekazała Pakistanowi dowody na to, że w 1994 r. Ursus przelał 2,6 mln dol. na konto firmy z Wysp Dziewiczych, należącej do Zardariego. Była to prowizja za kontrakt na sprzedaż 8 tys. traktorów warty 83 mln dol. Podobno umowa była dla polskiej fabryki niekorzystna. Ursus sprzedawał Pakistańczykom traktory poniżej kosztów produkcji, znacznie taniej niż polskim rolnikom. Pojawiły się spekulacje - nigdy niepotwierdzone - że pod przykrywką traktorów sprzedawano czołgi.

Pakistan poprosił w tej sprawie Polskę o pomoc prawną. Na prośbę Islamabadu polskich świadków przesłuchiwała Prokuratura Wojewódzka w Warszawie. Rzecznik prokuratury nie wykluczał wtedy, że polski wymiar sprawiedliwości sam rozpocznie postępowanie karne, jeśli okaże się, że naruszono prawo. Janusz Ściskalski, który w 1994 był dyrektorem Ursusa, twierdził, że sprawa jest czysta. W opublikowanej w lipcu 1997 r. liście do Gazety Wyborczej Ściskalski napisał jednak, że jesienią ’94 urzędnicy państwowi najwyższego szczebla polecili Ursusowi podjęcie rozmów handlowych w sprawie sprzedaży kilkudziesięciu tysięcy traktorów do Pakistanu.

W 1999 r. ok. 500 stron dokumentów w sprawie pomocy prawnej zostało przekazane przez Ministerstwo Sprawiedliwości ambasadorowi Pakistanu w Warszawie. Kto był pośrednikiem przy sprzedaży traktorów do Pakistanu? Monika Koniecko, rzecznik Bumaru (dziś Ursus jest częścią tej spółki zbrojeniowej), nie odpowiedziała nam na to pytanie. Polska prokuratura nigdy nie wszczęła śledztwa w sprawie łapówki z Ursusa. Ministerstwo Sprawiedliwości od kilku dni - na prośbę "Dziennika Gazety Prawnej" - szuka w archiwum dokumentów w tej sprawie. Jeszcze nie znalazło.