Barbara Sowa: Po co pan idzie do polityki?

Jerzy Mieśnik*: Byłem bardzo zdegustowany tym, co się do tej pory działo; mydleniem oczu, wmawianiem, że jest mi lepiej, podczas gdy ja się cofałem. Pomyślałem: czas wyjść z tego amoku!

Reklama

Gdyby nie rodzinna tragedia to zainteresowałby się pan wyborami?

Polityczna aktywność jest pokłosiem rodzinnego dramatu i mojej sądowej batalii, która trwa już 4,5 lat. Ale nie tylko. Zobaczyłem, jak wiele osób w moim otoczeniu jest niezadowolonych z obecnego stanu rzeczy, jak wiele nas łączy.

Moja żona jest codziennie na cmentarzu, zapala świeczki w domu. Ja wybrałem inną drogę. Pomyślałem sobie, ze Maciek by nie chciał, żebym klapnął.

Poza tym mam dużo przemyśleń na temat zmian, jakie powinny się dokonać w sądownictwie i w polskim wymiarze sprawiedliwości. Sądownictwo nadaje się do generalnego remontu. I o tym mówi Paweł Kukiz. Nie masz kasy, siedź w domu na dupie, nie wychodź, bo przejedzie cię pijany kierowca w super bryce, a ty jeszcze zapłacisz za to mandat. Siedzę w tym od czterech lat, to widzę. Wyroki dla sprawców są takie, że szkoda gadać. Zabijają człowieka, a dostają 3 lata. Zabójcy mojego syna już są na wolności. Do tej pory sobie hasają, jeden gra w piłkę, drugi się uczy. Nawet nie byli w stanie powiedzieć mi prosto w oczy "przepraszam".

Czym pana uwiódł Paweł Kukiz?

Reklama

Nie głosowałem od lat, bo nie miałem swojego przedstawiciela i zawsze tłumaczyłem: jeśli mam wybierać między dżumą, a cholerą - to ja dziękuję za taki wybór. Dopiero, gdy pojawił się Kukiz, coś zakiełkowało. Wreszcie pojawił się człowiek, który był moim reprezentantem. Po raz pierwszy zagłosowałem sercem.

Uważam Kukiza za faceta z jajami, który zrobił rzecz ważną, pokazał bowiem innym partiom, że nie wszyscy w tym kraju są zadowoleni. W sumie to głosowałem nie na Kukiza, ale na ideę, która za nim stała.

Jaką ideę? Wprowadzenia JOW-ów?

JOW-y to było pierwsze hasło, które zjednoczyło cały Ruch. Ale tu chodzi o coś więcej, o niezgodę na obecny system, na to co się dzieje dookoła. To jechanie mediów na Kukiza dodatkowo mnie zmotywowało. Nigdy z nim osobiście nie rozmawiałem, ale odwalił kawał dobrej roboty. A że był przy tym bezpośredni i czasem przeginał? To w końcu antysystemowiec. Dzięki temu porwał tłumy.

Jak pan trafił na listę?

Szukałem w Radomiu kontaktu z ludźmi, którzy myślą podobnie jak ja. Wypełniłem oświadczenie w sieci i gdy zadzwonili pewnej niedzieli, że mam się zastawić następnego dnia w poniedziałek w Warszawie, na komisji weryfikacyjnej, to pojechałem.

Komisja weryfikacyjna? Brzmi groźnie.

Źle się wyraziłem, to była miła rozmowa. 8-9 osób w komisji bardzo uprzejmie pytało o pewne rzeczy. A wśród nich także psycholog, po to by wykluczyć potencjalnych oszołomów.

Jak powstawał radomski komitet?

Chaotycznie. Już na samym początku pojawili się organizatorzy, m.in. Paweł Maciak, który startuje z pozycji nr. 2. On był koordynatorem, zaangażowanym wcześniej w ruch Zmieleni.pl. Ale pierwsze spotkanie grupy, która jest na liście, odbyło się pod marketem budowlanym.

Ruch formował się pod chmurką?

A gdzie mieliśmy się spotkać? Zobaczyliśmy stoliki przy kebabie, usiedliśmy i zaczęliśmy gadać. Na spotkanie przyszło 10-11 osób. Zobaczyłem twarze ludzi, którzy myślą podobnie. I zakiełkowała nadzieja: Może tak coś się rodzi?

Potem spotykaliście się już w pana zakładzie fotograficznym.

Była lekka konspira, bo ja to studio dzierżawię i nie wiem czy właściciel by sobie tego życzył. Tutaj planowaliśmy jednak pierwsze kroki.

Ile osób liczy w Radomiu Ruch Kukiza.

Na liście jest 18 osób. Jest trochę ludzi spoza listy.

Pan ma przedostatnie miejsce, nie rokuje najlepiej.

Ja nie mam parcia na władzę.

Pierwsze miejsce miał dostać ponoć asystent posłanki PiS, Krystyny Pawłowicz.

Faktycznie ten człowiek miał mieć 1-kę, ale zmieniło się to szybko, ja ani razu go nie widziałem.

Kto rozdzielał miejsca na listach?

To przyszło z góry, zostało narzucone. Tak wierzę. Ktoś rozdał karty i wcale się nie zmartwiłem, że mam tak odległe miejsce. Wręcz przeciwnie, czuję się zaszczycony.

Jaki ma pan plan na kampanię?

Działam na Facebooku i Twitterze, bo to bezkosztowe formy kampanii. Dziś miałem dylemat, czy 1 tys. złotych, który właśnie zarobiłem przeznaczyć na ulotki, albo plakat, ale zaraz przyszło pytanie: A ZUS zapłaciłeś? No i było po temacie. Gdy w Warszawie na końcu rozmowy “weryfikacyjnej” zapytali mnie, czy mam czas i pieniądze na to, by kandydować. Odpowiedziałem szczerze: czas tak, pieniędzy nie.

Architekt, sadownik, nauczycielka. Kim są pozostali kandydaci z listy?

Większość to młodzi ludzie, nie związani z polityką. Prawie wszyscy mają skończone studia wyższe. Teraz, wjeżdża pani do Radomia i widzi te przeokropne gęby, plakaty i zdjęcia powyciągane sprzed kilku lat, wyprasowane fotoszopem. Większość to znane od lat nazwiska - czego możemy się po nich spodziewać? Na pewno nie zmiany.

Tu nikt nie wkracza w preferencje seksualne, kwestie wiary, światopoglądów. To jest fajne. Jak rozmawialiśmy w naszym kręgu, to mieliśmy różne zdania. I dyskutowaliśmy na te tematy. Ja też jestem skłonny zmienić swoje zdanie. Co ja, zwykły fotograf, mogę wiedzieć o uzbrojeniu i armii, jak mi ktoś wytłumaczy, to jestem w stanie przyznać mu rację.

Co was właściwie łączy?

Sprzeciw wobec polityków i źle pojętej polityki. I wobec dyktatury pieniądza. Pieniądz jest dziś bogiem i nic więcej się nie liczy. A są sfery życia, których nie da się wycenić.

Rodzina pana wspiera w czasie kampanii?

Tak. Zwłaszcza Piotrek, mój syn. Nie powiedział: Jurek - bo z synami jesteśmy na ty - weź się za politykę. On jest z tych, co jak widzą, że mnie coś inspiruje, to zazwyczaj mi pomaga.

Pana syn, to były dziennikarz tabloidu, autor książki pod wymownym tytułem "Wyznania hieny". Powinien pana raczej ostrzegać, zwłaszcza przed mediami.

Nie mogę być obiektywny, wobec książki, którą napisał mój syn. Powiem tyle - podszedł do tego bardzo sumiennie. Nawet aż za bardzo, biorąc pod uwagę liczne wulgaryzmy w tekście (śmiech). Poza tym pan Sikorski powiedział, że to najwybitniejsza książka 2014 roku.

A co planuje pan po wyborach? Zakładacie plan na wypadek porażki?

Nie wiem czy zostaną utworzone struktury partyjne, ale musimy zacząć spotykać się z wyborcami. Jeśli to będzie postępowało w takiej atmosferze, jak do tej pory, to nadal będą im pomagał.

*Jerzy Mieśnik startuje w wyborach z KWW Kukiz'15 w Radomiu.

REPORTAŻ z Radomia czytaj w najnowszym MAGAZYNIE "Dziennika Gazety Prawnej" >>>>