Mieszkańcom puszczają nerwy: – Nie jesteśmy żadnym Dzikim Wschodem. Pięć cerkwi, trzy Biedronki i dwa kościoły katolickie, ot co! Tylko żeby było jasne – żubrami Hajnówka to nigdy nie stała, za to teraz grozi nam katastrofa demograficzna! No i co z tego, że stawiamy na SLD w wyborach parlamentarnych, a na PO w prezydenckich, kiedy całe Podlasie głosuje za PiS. Hajnówka przecież przez lata była czerwona!
Nie chcą podawać ani imion i nazwisk, ani nazw firm, w których pracują – zbyt łatwo mogliby być rozpoznani przez sąsiadów, tłumaczą. Anonimowo za to chętnie porozmawiają o tym, dlaczego ponad 21-tysięczne miasto zaliczane do najmłodszych w województwie podlaskim tak bardzo różni się od całego pasa wschodniego.
Ziemia nie taka obiecana
Ponad 21 km kw. na zachodnim krańcu lasu zajmuje teren potocznie zwany „Bramą do Puszczy Białowieskiej”, o czym informują mnie mijane po drodze znaki. Hasło nie jest przypadkowe, bo do Białowieży prowadzi tylko jedna szosa z Hajnówki, którą legalnie można dojechać samochodem; na przejazd większością leśnych dróg musiałabym mieć specjalne zezwolenie. W centrum: posterunek policji, rozbudowany z dotacji unijnych szpital, ośrodek kultury i siedziba lokalnych władz. Tuż obok nowo powstała galeria handlowa, park i kilka restauracji na nie więcej niż 10 stolików – niby wszystko jak w każdym większym mieście. To jednak tylko pozory, bo już po 15 minutach trafiam i na majestatyczny sobór Świętej Trójcy z dwiema galeriami, które mogą pomieścić rekordową liczbę 5 tys. wiernych, i na łaźnię zakładową z 1937 r. w stylu modernistycznym (teraz działa w niej Klub Sportowy Puszcza), a w końcu także i na budynki fabryki Suchej Destylacji Drewna jeszcze z lat 20. XX w.; niestety, zamknięte, podobnie zresztą jak większość tamtejszych zakładów. Najbardziej zaskakuje mnie jednak liczba mieszkańców – choć to dopiero południe, to w pobliżu parkingu, na którym zostawiłam samochód, trudno uświadczyć żywego ducha.
– Co tu dużo mówić, Hajnówka dotknięta kryzysem demograficznym jest jednym z najszybciej wyludniających się miast kraju – wyjaśnił mi Łukasz Wołyniec, pracownik Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku, który bada rejon Puszczy Białowieskiej. Od kilku lat Hajnówka ma jednocześnie najniższy przyrost naturalny nie tylko w województwie, ale też w całej Polsce. Z danych, które potem zacytuje socjolog, wynikać będzie, że o ile w 1995 r. zamieszkiwało ją 24,2 tys. mieszkańców, o tyle w 2013 r. było ich już tylko 21,5 tys. – To spadek o 11 proc. w skali miasta i aż 18 proc., jeśli mowa o powiecie – zauważa Wołyniec. A jeśli wierzyć prognozom, może być jeszcze gorzej: zakładając, że ta tendencja się utrzyma, to za 20 lat będzie tam żyło nie więcej niż 30 tys. mieszkańców. A to oznacza, że w porównaniu z 1995 r. powiat hajnowski wyludni się niemal o połowę.
W okolicy też nie lepiej. I tak np. gmina Czyże już straciła ponad 30 proc. mieszkańców, podobnie jak Dubicze Cerkiewne, Narew – 25 proc., a Kleszczele – 23 proc. – To cena, jaką płacą, podobnie jak i sama Hajnówka, za transformację ekonomiczną i sukcesywne zwiększanie zakresu ochrony ostatniego lasu pierwotnego na Niżu Europejskim, co skutkuje stopniowym odchodzeniem od gospodarki leśnej – spieszy z dalszymi wyjaśnieniami naukowiec. Początki parku narodowego sięgają tam 1921 r. Jerzy Sirak, burmistrz Hajnówki, z którymi widzę się po chwili w ratuszu, tylko rozkłada ręce i tłumaczy, że jeszcze do niedawna pomysł wydawał się genialny: skoro tak bliskie jest nam sąsiedztwo Puszczy Białowieskiej, to wystarczy postawić na przetwórstwo drewna, a sukces murowany.
I na początku faktycznie był. Ba, Hajnówkę nazywano nawet ziemią obiecaną, a do pracy zjeżdżała tu ludność z całej Polski. Ciągle rozbudowywały się fabryki i fabryczki, a miasteczko rosło błyskawicznie. Tak że na rok przed I wojną światową Zakład Drzewny Lasów Państwowych zatrudniał ponad 1,5 tys. osób i był największym zakładem przemysłowym na terenie województwa białostockiego, ciągnie swoją opowieść. W klapie marynarki znaczek z herbem miasta: zielone świerki na błękitnym tle, podzielone ukośnie białym pasem o ząbkowanej górnej krawędzi, a pod nim biała piła tarczowa na zielonym tle (trudno o bardziej wymowny symbol tego, że miasto żyło kiedyś z puszczańskiego drewna). Jakość mebli wykonywanych w tamtejszych warsztatach szkolnych Państwowej Szkoły Przemysłu Drzewnego była tak wysoka, że te trafiły m.in. do Kancelarii Prezydenta RP Ignacego Mościckiego czy np. gabinetów ministerstw i placówek dyplomatycznych w Mediolanie, Sztokholmie i Londynie.
Dziś to już historia, bo z leśnego surowca żyje nie więcej niż 1 tys. osób (głównie w fabryce mebli Forte). – To nie był i raczej nie będzie region typowo przemysłowy, rolnictwo także nie ma tu wielkich możliwości rozwoju – wskazuje pracownik Uniwersytetu w Białymstoku. Jak pokazują dane na MojaPolis.pl (źródło: Bank Danych Lokalnych GUS), blisko 100 proc. zatrudnionych utrzymuje się z usług – i choć to szacunki zawyżone, nie zmienia to faktu, że króluje tu typowa gospodarka postindustrialna, czyli taka, w której jeśli już jest praca, to głównie w lokalnej administracji, służbie zdrowa, handlu i obsłudze turystów – zastrzegają eksperci. Najnowsze dane pokazują zatrudnienie w usługach na poziomie 37 proc., w rolnictwie – 36 proc., w przemyśle – 27 proc.
Miasteczko paradoksalne
– Ci, których przyciąga Puszcza Białowieska, nocują jednak zazwyczaj w odległej o 20 km Białowieży, gdzie można przebierać w hotelach, kwaterach prywatnych i gospodarstwach agroturystycznych – skarży się Jakub, który od 5 lat wynajmuje pokoje w Hajnówce. – A jak już przyjeżdżają, to tylko coś zjeść, bo nie brakuje u nas z kolei marketów – dopowiada. Miasto, choć położne przy unikatowym rezerwacie, nigdy turystami i żubrami nie stało – „Są trzy hotele, choć do niedawna był tylko jeden”; „Gości jak na lekarstwo, a i sezon trwa bardzo krótko, bo właściwie liczą się tylko lipiec i sierpień”.
Ale i to – choć po latach – ma się teraz zmienić, deklaruje podczas rozmowy burmistrz Jerzy Sirak. Marzy mu się quasi-uzdrowisko (specjalizacja: przygotowanie do zabiegów i rekonwalescencja), centrum nauki na wzór warszawskiego Kopernika, tyle że w mniejszej skali (roboczo zwane „Leśnym Kopernikiem”), a także pole campingowe z prawdziwego zdarzenia („7-hektarowe, jedyne tak nowoczesne w tej części Polski”). Plany już są, podobnie jak obietnica pomocy z Unii Europejskiej – projekt został wpisany do Kontraktu Terytorialnego Województwa Podlaskiego na lata 2014–2023 i ostatecznie ma być negocjowany już po wyborach. Jego wartość to kilkaset milionów złotych; sam tylko „Leśny Kopernik” ma być wart 86 mln zł. O ile te inwestycje miałyby się przełożyć na zwiększenie ruchu turystycznego, tego niestety nie oszacowano. Na razie Hajnówka musi się zadowolić 250 tys. gości rocznie, zwabionymi przede wszystkim wielokilometrowymi trasami do nordic walking. Kiedyś był jeszcze kultowy bar U Wołodzi, z którego do tej pory głównie słynęła. To ten, w którym gości witała głowa Lenina, portret Łukaszenki i Putina, a zewsząd wylewała się rewolucyjna czerwień – cała masa flag, mundurów i wypisanych na ścianach haseł. – I po co było to zamykać?! Przecież wspominano o nim w pracach magisterskich, a stosowny opis znalazł się w przewodniku Pascala. Zarżnięto kurę znoszącą złote jajka i tylko dlatego, że właściciel zalegał z opłatami za grunt i nie dogadali się w urzędzie – łapie się za głowę Jadwiga, kasjerka z jednej z Biedronek.
Podobnych historii w Hajnówce usłyszałam więcej. Miejscowi mówią nawet, że co krok to podobny paradoks. A to wybiorą katolika na burmistrza w prawosławnym mieście, a to – jak ostatnio – wpadną na pomysł utworzenia prawosławnego przedszkola („A może potem prawosławny sklep spożywczy, szkoły, szpitale, sąd, no i w końcu więzienie...”). Nie bez znaczenia będzie w tym przypadku fakt, że obok siebie mieszkali tam niemal od zawsze Polacy, Białorusi, Ukraińcy, Rosjanie, Tatarzy, Żydzi, Romowie i Niemcy. Przybysze zajmowali powstające w okolicy tartaków baraki mieszkalne, z czasem sami budowali ziemianki, tzw. trociniaki i domy z drewna – byle szybciej, byle taniej; nieważne dokładnie gdzie, bo przecież praca była (stąd do dziś niektóre ulice mają szerokość rozłożonych ramion człowieka).
Ale w Hajnówce lista paradoksów na tym się nie kończy, bo znajdują się one też tam, gdzie mieszkańcy mogliby się tego spodziewać najmniej. – Jak się patrzy na mapy wyborcze, to okręg hajnowski jest dość specyficzny – zauważa Marcin Strzymiński, bloger i komentator życia politycznego (wypowiedź na Twitterze). Rafał Growiec, także bloger, jak sam pisze o sobie, „obywatel Ciemnogrodu i zacofaniec” (również z Twittera): – Rzeczywiście. Bronkowa wyspa na Dudowym Morzu Wschodnim.
Polak na opak
Hajnówka, Orla i Dubicze Cerkiewne – to nazwy podlaskich miejscowości, które większości Polaków nic nie mówią. W rzeczywistości to wyjątki na mapie sukcesów PiS i Andrzeja Dudy we wschodniej Polsce – tylko w poprzednich wyborach parlamentarnych PO wygrała w samej Hajnówce, uzyskując 34,2 proc. głosów, i wyprzedziła tym samym i SLD (29,8 proc.), i Ruch Palikota (16,7 proc.). Z kolei w całym powiecie hajnowskim Bronisław Komorowski uzyskał w wyborach prezydenckich rekordowe poparcie 70,25 proc., a w zamieszkanej w większości przez ludność prawosławną gminie Orla w powiecie bielskim aż 84,6 proc.
Dlaczego to, że mają białorusko-ukraińskie korzenie, aż tak bardzo wpłynęło na wynik wyborczy? Skąd wzięły się te samotne wyspy na morzu poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości? Dlaczego wiejska ludność Orli zagłosowała inaczej niż podobni jej mieszkańcy nieodległej np. Wizny? – podczas gdy u samych mieszkańców Hajnówki nadal budzi to zdziwienie, eksperci taki stan rzeczy przyjmują już za oczywistość. Tym bardziej że polityczny podział na zachód i wschód kraju nie jest klarowny już od kilku lat (PiS miało do tej pory kilka wysepek daleko na zachodzie i zwarty blok lojalnych wyborców w okolicach Bydgoszczy); poza tym Bronisław Komorowski już w poprzednich wyborach prezydenckich zdobył 93 proc. poparcia w gminie Czyże, a 91 proc. – w gminie Orla oraz Hajnówce.
– Jednym z powodów jest fakt, że w okolicach Hajnówki, a szerzej w wielu gminach południowo-wschodniego województwa podlaskiego większość, bo aż 70 proc., stanowią prawosławni – tłumaczy Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – To bardzo zwarta grupa z własną kulturą i specyfiką, która zawsze głosuje przeciwko najbardziej prawicowym kandydatom, bo to daje jej gwarancję zachowania równouprawnienia i chroni przed ewentualnym zagrożeniem ze strony większościowego nacjonalizmu.
Nie bez powodu w wyborach prezydenckich jeszcze w 1990 r. Orla, wraz z nieodległymi Czyżami, zasłynęła także tym, że Lech Wałęsa uzyskał tam najgorszy wynik wyborczy. Potem już jako prezydent elekt obiecywał, że do Orli pojedzie, aby przekonać jej mieszkańców, że nie jest taki straszny, jak go malują.
– To nic innego jak klasyczna twierdza wyborcza, gdzie w sposób trwały jedno z ugrupowań jest nadreprezentowane. Poza tym Hajnówka miała już wcześniej silne poczucie odrębności. Ba, samo słowo „Podlasie” znaczy tyle co pod Lachami (siedzieć – red.), co sugeruje jedno: tu się żywioł Polski kończy – dowodzi także ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego.
Ale nie da się też uciec od podziałów politycznych międzywojnia, gdzie ludność katolicka, postszlachecka, zwłaszcza ze wsi należących historycznie do Mazowsza i Podlasia, głosowała z reguły na narodowców (nieprzypadkowo to w Drozdowie koło Łomży Dmowski spędził ostatnie miesiące swojego życia, w majątku silnie związanej z endecją rodziny Lutosławskich). Z drugiej jednak strony, jak zastrzega po chwili Rafał Chwedoruk, to też swoisty paradoks: – Bo gdyby nie stosunek do historii, to hajnowianinom najbliżej byłoby właśnie do Prawa i Sprawiedliwości z jego przywiązaniem do tradycji i konserwatyzmem obyczajowym.
Ogórek i turecki sweter
Kiedy z kolei o polityczną twierdzę PO pytam mieszkańców Hajnówki, ci pod dłuższym namyśle podają kolejne powody. – Przez 20 lat wiernie głosowałem na kandydatów postkomunistycznych, ale w ostatnim czasie w gminie stanęła duża fabryka koncernu Ikea. Trafiła tam staraniem podlaskiego posła PO Roberta Tyszkiewicza, który zadbał też o odpowiednią oprawę propagandową. Pamiętam jak dziś, że na otwarcie zjechali wszyscy święci Platformy. Czemu się więc dziwić, że podobnie jak większość mieszkańców niezamożnej gminy, także i ja uznałem PO za swojego dobrodzieja – moje dalsze pytania ucina Krzysztof, przedsiębiorca z ponad 15-letnim stażem.
Maria, pracuje w administracji: – Po pierwsze ponad 80 proc. głosów Komorowski zdobył tam, gdzie mieszkają polscy Białorusini, a wystarczyło tylko, że w ostatnich latach podpisał „Umowę o małym ruchu granicznym z Białorusią”, która miała się przyczynić do rozwoju regionu polsko-białoruskiego pogranicza. Po drugie Komorowski bywał tu regularnie, a to na festiwalach muzyki cerkiewnej, a to w odwiedzinach u lubianego przez nas Włodzimierza Cimoszewicza (były marszałek Sejmu, premier i minister spraw zagranicznych mieszka w odrestaurowanej leśniczówce w głębi Puszczy Białowieskiej – red.).
– Głosowałam nie na partię, ale na człowieka, żeby była jasność. Był to Komorowski, a to przede wszystkim dlatego że od prezydenta oczekuję ponadpartyjności na tyle, na ile jest to możliwe. Choć zdaję sobie sprawę, że w naszym systemie wyborczym to jest prawie nieosiągalne – kwituje Kinga, nauczycielka języka rosyjskiego.
Podobnych wyjątków jest na tym terenie więcej, żeby przypomnieć też rekordowo wysokie poparcie w ostatnich wyborach parlamentarnych dla SLD, choć w całym kraju partia ta poniosła klęskę. Na Sojusz głosowało 34,7 proc. wyborców z powiatu hajnowskiego – jego liderem został Eugeniusz Czykwin, który zebrał 3873 głosy (22,8 proc. poparcia) i był jednocześnie najlepszy na podlaskiej liście. Drugie miejsce w powiecie zajęła Platforma Obywatelska z 30,6 proc. (liderką PO była Barbara Kudrycka – 1509 głosów, czyli 8,9 proc. poparcia).
Ale rekordowe było też poparcie w ostatnich wyborach prezydenckich dla kandydatki SLD Magdaleny Ogórek w Dubiczach Cerkiewnych – sięgnęło 12,91 proc., i Janusza Korwin-Mikkego w gminie wiejskiej Hajnówka – 8 proc. Wysokie, bo drugie miejskie w powiatach zajął także Paweł Kukiz. – Jeśliby ktoś zapomniał, to przypominam, że z Podlasia pochodził Krzysztof Kononowicz, który także proponował antysystemowe rozwiązania – tak fenomen ten tłumaczy Artur, drobny przedsiębiorca. Kononowicz kandydował w wyborach na prezydenta Białegostoku w 2006 r.; był naturszczykiem znanym przede wszystkim z tureckiego swetra i stwierdzenia „(...) żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”.
A Eugeniusz Czykwin i Magdalena Ogórek? Eksperci wskazują, że wysokie poparcie to wynik m.in. tego, że prawosławni mieszkańcy Podlasia to postkomunistyczni nostalgicy – bo tak także się o ich mówi – którzy konsekwentnie budują minitwierdzę wyborczą. I faktycznie, SLD zawsze mogło tam liczyć na wysokie poparcie – w poprzednich wyborach parlamentarnych w 2011 r. Sojusz zdobył w gminie Dubicze Cerkiewne aż 45,48 proc. głosów i był to przy tym jedyny powiat w tym regionie, w którym nie zwyciężyła żadna z dwóch największych partii! PiS przegrał z kretesem, bo uzbierał tylko 11,6 proc. głosów (w Hajnówce poparcie nie przekroczyło nawet 5-proc. progu wyborczego), podczas gdy na PO głosowało 30,61 proc. mieszkańców.
Ten stereotyp jest tam na tyle mocno utrwalony, że do dziś można spotkać się z określeniem „czerwona Hajnówka”. W tym przypadku chodzi jednak nie tyle o sympatie polityczne, ile o związek z masowymi wystąpieniami robotników w obronie swoich praw w latach 30. XX w. „Relatywnie niskie zarobki, trudne warunki pracy oraz działalność agitacyjna ugrupowań lewicowych bywały na tych terenach przyczyną gwałtownych wystąpień robotniczych”, podają miejscowe przewodniki.
Albańczyk z Podlasia
Wbrew pozorom Hajnówkę i jej okolice, które także wymykają się wszelkim statystykom, nie sposób określić mianem „Dziki Wschód”. – Współcześnie zantagonizowane społeczeństwo jest czymś normalnym, a podobnych analogii w Europie nie trzeba długo szukać – przekonują eksperci, wskazując na konkretne przykłady. I tak choćby Szkoci, inaczej niż cała Anglia popierają partię narodową, choć wcześniej przez dekady dominowała tam lewicowa Partia Pracy, przeciwstawiona postrzeganej jako bardziej angielska Partii Konserwatywnej. – W Albanii, państwie aż czterech wyznań, gdzie największym jest islam, mniejszość prawosławna z południa także głosuje na lewicę uważaną za bardziej tolerancyjną. Za to mniejszość katolicka z północy stanowi bastion antykomunistycznej prawicy – dowodzi Rafał Chwedoruk. Dopytywany nie podejmuje się jednak odpowiedzi na pytanie, jak w tegorocznych wyborach parlamentarnych mogą zagłosować mieszkańcy Hajnówki. Ostatnie sondaże, uwzględniające specyfikę Podlasia, pokazują z kolei, że o ile na PiS chce zagłosować 55 proc. ankietowanych, o tyle na PO – 15,6 proc. Obie partie tracą przy tym poparcie. Powody do zadowolenia mają zarówno Nowoczesna Ryszarda Petru – 10 proc., jak i Zjednoczona Lewica – 8,9 proc.
* Na życzenie bohaterów tekstu zmienione zostały nie tylko ich imiona, ale i szczegóły wskazujące na ich tożsamość