"Wtedy (jeżeli PO wygra wybory - PAP) będziemy mieli jednak do czynienia z dalszym ciągiem. Więc to nie będzie decyzja, która wywraca wszystko do góry nogami. Czego się możecie po mnie spodziewać - wiecie. Niektórzy są z tego zadowoleni, niektórzy nie, natomiast ja jestem dla ludzi dzisiaj przewidywalny" - powiedział premier, pytany o pierwszą decyzję, jaką podjąłby jako szef nowego rządu.
Podobne pytanie Tusk skierował do swoich rywali w wyborach. "Sam zachodzę w głowę, jak mogą wyglądać pierwsze decyzje moich oponentów wtedy, gdyby wygrali wybory. To są ciągle dla mnie zagadki i duży stopień niepewności czy tajemnicy" - powiedział premier.
"Ja wiem, co mam do wykonania, robota jest zaplanowana i poukładana. Natomiast oczywiście będą nas czekały decyzje personalne, o czym już mówiłem (...). Na pewno będą to też decyzje personalne dotyczące nowej obsady niektórych resortów" - dodał Tusk, nie podając jednak szczegółów planowanych zmian.
Dziennikarze pytali również premiera o list, jaki - według poniedziałkowej "Rzeczpospolitej" - miałby w tym tygodniu trafić od szefa rządu do wyborców. "Nie, nic nie wiem na ten temat" - odpowiedział Tusk.
Na razie nie wiadomo ostatecznie, czy premier weźmie udział w debacie telewizyjnej z liderami innych partii politycznych. "Nie ma decyzji na +nie+, tak jak u Kaczyńskiego. Jest decyzja na +tak+, ale nie jestem gotów potwierdzić ze względu na dynamikę kampanii i zdarzeń. Czyli niewykluczone" - powiedział Tusk.
Zapytany, czy nie są oznaką pychy jego wypowiedzi, że tylko PO potrafi sobie poradzić z kryzysem i odparł: "Za mną są cztery lata, z tego dwa lata działania jako premiera polskiego rządu ws. kryzysu. Ja przez te cztery lata nauczyłem się raczej pokory, mi nie odbiło po tych czterech latach. Wręcz przeciwnie. Nauczyłem się w ciągu tych czterech lat też pokory co do własnych możliwości".
"Ale te cztery lata pokazały - gdyby nie było porównania z innymi krajami, to bym tego nie mówił (...) że my dajemy dużo większe gwarancje bezpiecznego przejścia przez kryzys, to jestem o tym przekonany, bo za tym stoją fakty" - dodał premier.
Podkreślił, że prosi Polaków tylko o jedno, "żeby zastanowili się kogo naprawdę chcą wybrać na ten czas, kiedy trzeba będzie walczyć z kryzysem, a nie opowiadać cuda albo uprawiać politykę taką emocjonalną jaką prezentuje Jarosław Kaczyński".
"Staramy się kwestię uczciwie postawić. To chyba lepsze niż obietnice na 200 mld zł jakie SLD snuje bez żadnej jakby odpowiedzialności za słowa i walę tak prosto z mostu, bo uważam, że to jest ten moment, kiedy trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć: będziemy przez najbliższe kilka lat w Europie na świecie i w Polsce walczyli bardzo ostro, by ta druga fala kryzysu nas nie zalała" - powiedział Tusk.