Lekarze powoływali się na zarządzenie Narodowego Funduszu Zdrowia, które zakazywało "chemioterapii niestandardowej" w placówkach, w których nie pracują krajowi konsultanci ds. onkologii. Wielu chorych skarżyło się na decyzję. Pacjenci byli umówieni na zabiegi, a tymczasem "całowali klamki" w szpitalach. Ich dramat polegał na tym, że utrata terminu chemioterapii groziła najtragiczniejszymi skutkami. Nie wszystkich było stać na to, by czekać na kolejne wizyty w odległym szpitalu.
Ministerstwo zdrowia twierdzi, że uchyliło rozporządzenie, więc pacjenci powinni być przyjmowani na chemioterapię na starych zasadach. NFZ odpowiedziało na to, że nikt nie poinformował urzędników o uchyleniu decyzji, więc i lekarze nie mogli o niczym wiedzieć.
Resort zdrowia zorganizował konferencję, na której tłumaczono skąd brały się niepowodzenia. Jednak oficjalnych przeprosin nie było. "Skupiono się na tym, żeby mówić ludziom, co było w listopadzie, a co w grudniu. Tymczasem chorych to nie interesuje. Oni potrzebują bezpieczeństwa. Zabrakło mi słowa <przepraszam>" - powiedział w TVN24 dr n. med. Grzegorz Luboiński, specjalista chirurgii onkologicznej.
Ministerstwo zdrowia tłumaczy się z bałaganu, przez którzy cierpią chorzy na raka. Chodzi o skandaliczne potraktowanie leczonych "chemioteriapią niestandardową". Wielu pacjentów zgłosiło się w styczniu do swoich szpitali na zabieg i usłyszało, że NFZ zakazał leczenia ich w tych placówkach.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama