Kamiński miał zeznawać jako świadek, ale nie usprawiedliwił swego niestawiennictwa. Jest wezwany ponownie na 11 maja. Sąd wzywał Kamińskiego już we wrześniu 2009. Wówczas świadek nie stawił się, zawiadamiając sąd, że pół godziny później musi stawić się jako powód w cywilnym procesie wytoczonym Julii Piterze. Tak się jednak złożyło, że proces z Piterą spadł wówczas z wokandy, bo nie stawił się inny świadek.

Reklama

Dziś sędzia Monika Dominiak uznała nieobecność Kamińskiego za nieusprawiedliwioną. "Świadek był powiadomiony prawidłowo, nie przysłał do sądu żadnego pisma. To jego kolejna nieobecność" - tak uzasadniała nałożoną karę 500 zł grzywny. Kamiński był już wzywany kilka razy, a sąd usprawiedliwiał jego nieobecności obowiązkami służbowymi szefa CBA.

Sąd wezwał Kamińskiego na wniosek pozwanego wydawnictwa Axel Springer. Miał zeznawać o konferencji prasowej z lutego 2007 r. z udziałem ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. To tam padły słowa ministra o dr. G., któremu przedstawiono wtedy zarzut zabójstwa pacjenta: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Śledztwo w tej części umorzono, ale decyzję ma zbadać jeszcze sąd. Ziobro po przegranym procesie przeprosił lekarza za inkryminowane słowa i zapłacił mu zadośćuczynienie.

Następnego dnia prasa obszernie relacjonowała sprawę. W "Fakcie" pisano: "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy". O kardiochirurgu pisano "doktor śmierć" i "bestia nie lekarz". W trwającym od ponad roku procesie cywilnym dr G., (trwa jego proces karny o przyjmowanie od pacjentów łapówek), domaga się od "Faktu" i wydającego gazetę koncernu Axel Springer Polska przeprosin i 500 tys. zł.

Reklama

Na jednej z poprzednich rozpraw dziennikarka "Faktu" - współautorka inkryminowanego tekstu - zeznała, że w publikacji użyto ostrych słów, bo to była wyjątkowa sprawa, porównywalna z "łowcami skór" w łódzkim pogotowiu. Pozwana redakcja i wydawca chcą oddalenia powództwa, oświadczając, że powoływali się na słowa wysokich urzędników państwowych, "weryfikowane w innych źródłach" w prokuraturze.

Za podobne sformułowania G. wytoczył proces cywilny "Super Expressowi" i go wygrał. 31 lipca zeszłego roku na pierwszej stronie tej gazety ukazały się przeprosiny redakcji za naruszenie dóbr osobistych kardiochirurga przez przypisanie mu w tytułach artykułów przestępstw w sytuacji, gdy jego wina nie została udowodniona.

Lekarz ze stołecznego szpitala MSWiA przez ponad rok był formalnie podejrzany o zabójstwo pacjenta, mobbing, znęcanie się nad osobą najbliższą; przedstawiono mu też niemal 50 zarzutów korupcyjnych opiewających na kwotę ok. 50 tys. zł. G. w maju 2007 r. opuścił areszt, w którym spędził trzy miesiące - Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał bowiem, że mimo pięciu miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił on pacjenta.

Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów od grudnia 2008 r. trwa proces, w którym dr G. i jego 20 pacjentów odpowiadają za wręczanie i przyjmowanie łapówek, a dr G. także za mobbing pracowników i molestowanie seksualne. Lekarz nie przyznaje się do żadnego z zarzucanych mu czynów. Większość pacjentów twierdzi zaś, że pieniądze były wyrazem wdzięczności za uratowanie życia ich bliskich. Kilka osób utrzymuje natomiast, że od pieniędzy lekarz uzależniał podjęcie się operacji - czemu oskarżony zaprzecza.