List gończy za dziewczyną do towarzystwa wystawiła Prokuratura Okręgowa w Białymstoku, która prowadzi w jej sprawie śledztwo. Śledczy mają dowody, że spotykając się z klientami, zbierała równocześnie informacje dla wywiadu jednego z naszych wschodnich sąsiadów. "Nie mogę mówić o szczegółach, bo sprawa jest objęta klauzulą <ściśle tajne>. Ale łatwo sobie wyobrazić, że mogła dostarczać swoim pracodawcom haków na białostockie elity. A lokalni dygnitarze, obawiając się kompromitacji, szli na współpracę" - wyjaśnia doświadczony oficer służb specjalnych.

Reklama

Zanim ABW i prokuratura zgromadziły dowody jej winy, kobiecie udało się zniknąć. "Po wystawieniu listu gończego teoretycznie szukają ją wszyscy: policja, straż graniczna i my. Ale w rzeczywistości nikt do poszukiwań solidnie by się nie przykładał, gdyż to nie jest sprawa policji, a u nas dotąd nie było zespołu poszukiwań" - opowiada wysoki rangą oficer ABW.

Dlatego w centrali Agencji powstaje taka jednostka. Trafi do niej kilku funkcjonariuszy: zbierający informacje operacyjne, analitycy oraz podkupieni z policji doświadczeni poszukiwacze. Biuro prasowe ABW potwierdziło nam, że taki zespół wkrótce rozpocznie pracę w ramach departamentu postępowań karnych.

Takie jednostki od dawna funkcjonują w Stanach Zjednoczonych. Oprócz znanych służb, jak FBI czy CIA, istnieje US Marshals Service, czyli specjalne wydziały pościgowe. Pracę takiej jednostki świetnie pokazał popularny film "Ścigany". Specjalne zespoły poszukiwawcze od kilku lat funkcjonują także w polskiej policji. Efekty ich działań są wymierne: rok w rok spada liczba poszukiwanych przestępców, również tych najgroźniejszych. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że spośród niemal 40 osób, które trafiły na toplistę ABW, połowa skutecznie ukrywa się przed polskim wymiarem sprawiedliwości od dziesięciu i więcej lat. "Prowadziliśmy śledztwa, zbieraliśmy dowody, a później nikt się nie przykładał do poszukiwania uciekinierów. To luka, którą teraz staramy się załatać" - przyznaje jeden z naszych rozmówców.

Reklama

czytaj dalej



Z tej luki bezwzględnie korzystali przestępcy. Świadczy o tym przykład Piotra Wolnickiego, współwłaściciela spółki Colloseum podejrzanego o machinacje gospodarcze, które kosztowały Skarb Państwa dziesiątki milionów złotych. Przed ośmiu laty dosłownie zniknął z oczu śledzących go funkcjonariuszy ABW. Bez śladu. Tymczasem policjanci, którzy ścigali wspólnika Wolnickiego Jędrzeja Jędrucha, potrafili nawet doprowadzić do jego ekstradycji z Izraela. Udowodnili, że sfabrykował dowody na posiadanie żydowskich przodków. "Jędruch niedawno wyszedł na wolność. Co ciekawe, na najbliższym walnym zgromadzeniu udziałowców giełdowej spółki będzie głosował w imieniu Wolnickiego. To oznacza, że ma potwierdzenie o prawie głosu wystawione niedawno przez notariusza" - mówi jeden z naszych rozmówców. Oczywiście Wolnickiego ABW dotąd nie złapała.

Wśród spraw, którymi zajmie się wydział pościgow, będą również te z kategorii „nadzwyczajne”. Chodzi np. o takie przypadki jak tajemnicze zniknięcie szyfranta wywiadu wojskowego Stefana Zielonki ujawnione w 2009 r. przez Dziennik. Dziś oficjalnie jego poszukiwaniami zajmuje się policja. Jak dotąd jej działania nie przyniosły efektów. W nieoficjalnych rozmowach policjanci się skarżą, że wywiad wojskowy nie chce z nimi współpracować. Inaczej będzie, gdy sprawa trafi do ABW. "Były już sytuacje, gdy polski biskup znikał na kilka dni w Rosji. Teraz szukałby go nasz nowy wydział" - wyjaśnia jeden z naszych rozmówców.