Na skasowaniu części połączeń mogło ucierpieć nawet 19 tys. pasażerów kolei. Ale ten stan może jeszcze się pogłębić. Zbigniew Szafrański, prezes PKP Polskie Linie Kolejowe, przyznaje, że spółka ma problemy z uzbieraniem pieniędzy na pensje dla 40 tys. pracowników. "Do 10 maja musimy przelać naszym pracownikom wypłaty, w sumie 125 mln zł, a tymczasem pieniędzy od przewoźników wciąż brak" - mówił w środę na spotkaniu z dziennikarzami. PLK nie ma tez pieniędzy od PKP Intercity.
Jak dowiedział się "DGP", wstrzymanie wypłat może wywołać falę protestów kolejarzy. "Na dzisiaj rozważamy wszystkie formy protestu, z blokadą torów włącznie" - mówi nam Wiesław Pełka, przewodniczący sekcji zawodowej infrastruktury kolejowej NSZZ "Solidarność".
Decyzja w sprawie protestu zapadnie w przyszły wtorek. Wtedy zbierze się zarząd kolejarskiej "Solidarności". Niewykluczone, że związkowcy podejmą decyzję o wyjściu na tory. "Ludzie są coraz bardziej zdesperowani, bo przeczuwają, że przed nimi bardzo ciężkie miesiące. Spółka zaczyna mieć problemy z regulowaniem rachunków za podstawową działalność. Tak źle nie było nawet w latach 90." - mówi Pełka. Nie wyklucza, że protesty kolejarzy mogą wymknąć się spod kontroli związku.
W tym roku kolejarze już raz zablokowali tory. W połowie marca "Solidarność" wyszła na tory na odcinku Wrocław Główny - Wrocław-Grabiszyn. Dzień później odbyła się blokada torów pod Białymstokiem. Powodem blokad była wojna o podwyżki. Teraz kolejarze pieniędzy mogą nie dostać w ogóle. Tym bardziej że na razie szans na szybkie porozumienie między zarządcą a samorządową koleją nie widać. Strony nie usiadły nawet do rozmów. Powód jest prozaiczny: PKP PR nie ma pieniędzy. "Jesteśmy jednak elastyczni" - zachęca prezes Szafrański. Ale zaznacza, że swoją decyzję o rozłożeniu należności na raty uzależnia od kolejnych wpłat zaległych transz. Ostatni duży przelew z PKP PR wpłynął dwa tygodnie temu. Były to pieniądze za grudzień. Dług w stosunku do PKP Polskich Linii Kolejowych przekracza 106 mln zł. Dodatkowo 130 mln zł to zaległości jeszcze za 2009 r.
czytaj dalej >>>
Właśnie z powodu długów od wtorku na tory nie wyjeżdża blisko 50 tanich pociągów InterRegio uruchamianych przez PKP PR. Nie wiadomo, kiedy zatrzymane pociągi wrócą na tory. Niewykluczone nawet, że zarządca torów zatrzyma ich jeszcze więcej. "Wszystko w rękach przewoźników. My naprawdę nie chcemy wycinać pociągów" - zapewnia Szafrański, któremu już raz poważny kryzys udało się zażegnać. W 2009 r. podobny problem zarządca miał z przewoźnikami towarowymi, którzy pod wpływem kryzysu i kilkudziesięcioprocentowej obniżki zamówień także przestali płacić za korzystanie z infrastruktury. W pewnym momencie należności wymagalne wynosiły nawet 500 mln zł, czyli więcej niż obecnie PKP PR. Z każdym z przewoźników PKP PLK podpisała porozumienie o rozłożeniu należności na 12 rat, pod warunkiem że będą na bieżąco płacić nowe faktury. "To się udało i teraz spływają ostatnie transze. Analogicznie chciałbym rozwiązać sprawę z przewoźnikami pasażerskimi" - zapowiada Szafrański.
Rozmówcy "DGP" zwracają jednak uwagę, że odwoływanie pociągów InterRegio nie wynikało z chwilowego kryzysu konkurujących ze sobą przewoźników. "To efekt od lat pogłębiającego się kryzysu na kolei" - mówi nam Tadeusz Syryjczyk, minister transportu w latach 1997-2000.
W czwartek na tory znów nie wyjedzie 46 pociągów należących do Przewozów Regionalnych. W połowie maja podobny los może spotkać połączenia PKP Intercity. Na razie trwa ustalenie listy deficytowych połączeń.