Mol został zatrzymany i aresztowany na początku stycznia tego roku. Był chyba najbardziej znanym w Polsce uchodźcą politycznym, pisał wiersze i obracał się w kręgach artystycznych.
Do niektórych kobiet prokuratura dotarła dzięki informacjom przekazanym przez ich znajomych, którzy wiedzieli, że utrzymywały kontakty seksualne z Kameruńczykiem.
Molowi grozi też utrata prawa do azylu politycznego w Polsce. Okazało się bowiem, że mężczyzna sfałszował swoją heroiczną biografię i nigdy nie siedział w afrykańskim więzieniu.
Gdy sprawa wyszła na jaw, "Fakt" dotarł do jednej z ofiar Mola - Agaty. Dziewczyna jest studentką. Biegle zna angielski. W zeszłym roku pisała pracę zaliczeniową o uchodźcach mieszkających nad Wisłą. Szukała kontaktu z takimi osobami. Na swoje nieszczęście znalazła...
"Cieszyłam się, że spotkałam Simona. I to zupełnie przypadkiem. Podszedł do mnie w jednym z warszawskich klubów. Zagadał. Mówił, że uciekł przed prześladowaniami w Kamerunie. Na początku myślałam, że to dar niebios. Dziś już wiem: to spotkanie było moim przekleństwem" - opowiada gazecie Agata.
Dziewczyna zaczęła umawiać się na randki. Kameruńczyk zgrywał na nich oczytanego wrażliwca. Cytował swoje wiersze. Przechwalał się odczytami w polskim Pen Clubie i felietonami w "Gazecie Wyborczej". Był szarmancki i troskliwy.
W końcu Simon zaprosił Agatę do swojego mieszkania. "To był miły wieczór. Zapalił świece, nalał do kieliszków wina i zaczął czytać swoje wiersze. Byłam zauroczona. Miały w sobie tyle bólu. Boże, ależ ja byłam naiwna" - mówi dziewczyna.
"Nigdy nie myślałam, żeby pójść do łóżka z Simonem, ale tej nocy mnie oczarował. Dałam się ponieść namiętności" - przyznała.
Takich ofiar jak ona było więcej - policja i prokuratura dotarły do 12, które zgodziły się zeznawać. Jak się okazało, mężczyzna, który brylował na warszawskich salonach, sfałszował też swoją biografię. Udowodnili to dziennikarze "Rzeczpospolitej", którzy zbadali przeszłość Kameruńczyka.
Biografii Mola nie potwierdziła nawet jego najbliższa rodzina, która - zgodnie z legendą rozpowszechnianą przez niego samego - desperacko walczyła o jego uwolnienie. "Simon nigdy nie siedział w więzieniu" - mówi jego matka, 64-letnia Hannah Nganje. Jak się okazało, Mol po skończeniu szkoły zawodowej pracował jakiś czas w pobliskiej rafinerii. Dorywczo pisywał do gazet.
Nieprawdziwe są też przygody Mola w Ghanie, w której miano go aresztować za dziennikarskie teksty. "On pisywał jako wolny strzelec, ale o futbolu" - powiedział "Rzeczpospolitej" szef Związku Dziennikarzy Ghany Bright Kwame Blewu. "Mieszkał w naszym biurze, nie pracował, nie miał żadnych dochodów, dawaliśmy mu po dziesięć dolarów na życie. Nigdy się nie skarżył na żadne problemy z policją czy służbą imigracyjną. Nie siedział w więzieniu" - dodaje.
Jak wykryła "Rzeczpospolita", tuż przed aresztowaniem Simon Mol dostał od stołecznego samorządu mieszkanie. W komisji, która decydowała, kto otrzymał lokal, zasiadał on sam.