Do dziś setki tysięcy Polaków nie wiedziało, co ma począć ze zrujnowanymi balkonami przylegającymi do ich własnych mieszkań. Z jednej strony ludzie bali się, że odpadający tynk może kogoś zranić, ale z drugiej nie chcieli płacić z własnej kieszeni po kilka tysięcy złotych za remonty, bądź co bądź, swoich balkonów. Gdy prosili o pomoc swe wspólnoty mieszkaniowe, zazwyczaj dostawali odmowy. Członkiem wspólnot są bowiem często gminy, które z reguły nie palą się do pomocy.

Sąd Najwyższy stanął dziś po stronie właścicieli mieszkań. Stwierdził, że to wspólnoty mieszkaniowe powinny się składać na remonty pojedyńczych balkonów. W efekcie oznacza to, że pojedynczy właściciel mieszkania, do którego przylega kilka ton odpadającego gruzu, nie zubożeje, gdy zaczną się remonty za oknem. Pieniądze będą bowiem pochodziły z funduszu remontowego, na który składa się cała wspólnota.

Reklama

Swoją decyzję sąd uzasadniał tym, że trudno definitywnie określić balkon jako część przynależną do lokalu. "W sensie prawa jest nie pomieszczeniem przynależnym, ale pomieszczeniem pomocniczym, gdyż służy wyłącznie zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych osób zamieszkałych w lokalu" - dowodził sąd. A to oznacza, że - jak później tłumaczył to sąd - balkony są "częścią wspólną, za której remont płaci wspólnota".