Gdyby dyrektorzy szpitali w Polsce zlecili badania ścieków, przeraziliby się. Ale, jak informuje dziennik "Polska", niewielu się na takie badania decyduje. Między innymi dlatego, że przerażająca wiedza zmusiłaby ich do inwestycji. A na te brakuje im pieniędzy.

Reklama

Dlatego do kanalizacji trafiają bakterie coli, enterokoki, wirusy żółtaczki, HIV, a nawet substancje radioaktywne. Co prawda wirus HIV ginie poza ludzkim organizmem bardzo szybko, jednak wiele innych wirusów i bakterii jest w stanie przeżyć poza ciałem chorego. Rurami wędrują do rzek i zbiorników, z których potem czerpiemy wodę do picia.

Jak informuje "Polska", część placówek stosuje chlorowanie. Ale metoda znana od lat nie jest w 100 procentach skuteczna. Takie instalacje mają na przykład szpitale w Chorzowie i Częstochowie.

Większość szpitali nie robi nic. Groźne dla zdrowia i życia ścieki trafiają prosto do kanalizacji. I robią tak nie tylko małe powiatowe placówki. Żadnej instalacji oczyszczającej ścieki nie ma największy szpital w Gdańsku, czyli Akademickie Centrum Kliniczne.

Szpitale tłumaczą się, że nie mają pieniędzy na inwestycje. Jak jednak pokazuje "Polska" na przykładzie Pomorskiego Centrum Gruźlicy i Chorób Zakaźnych w Gdańsku, do likwidacji ściekowej bomby nie potrzeba dużych środków. Nowoczesna instalacja niszcząca wirusy i bakterie promieniami UV kosztowała 1,7 miliona złotych. Szpital zapłacił niewiele, bo ponad milion zapłacił Wojewódzki Urząd Ochrony Środowiska i Urząd Marszałkowski.

Placówki medyczne już od wielu lat mają obowiązek oczyszczania swoich ścieków. Taki zapis znalazł się w ustawie z 2001 roku. Ale nikt jej nie egzekwuje. Nikt też nie bada ścieków. Dlatego, jak pisze "Polska", wybuch tej biologicznej bomby to tylko kwestia czasu.