Przekleństwa są nieuniknione w pewnych sytuacjach życiowych. Kiedy nie potrafimy inaczej wyrazić emocji to obrzucamy się przekleństwami. Norma poprawnej polszczyzny tego nie akceptuje i mówię to jako członek rady języka polskiego, ale życie jest zawsze nieodgadnione i nie wiadomo co nas może spotkać.
Właśnie dzisiaj w dniu bez przekleństw na zajęciach poświęconych kulturze karnawału użyłem przekleństw jako języka karnawałowego, a więc przekleństwo jest niewykorzenialne. To jest coś co zawsze ma jakiś aspekt magiczny. Jest czymś, co służy także nie tylko wyrażeniu własnej ekspresji, ale także zaklinaniu świata, a więc nadawaniu mu statusu innego niż ma w świecie rzeczywistym.
To jest coś, co przekracza codzienny potoczny rytm świata. Z pojęciem przeklinać wiąże się słowo zaklinać, a więc w jakimś sensie powoływać na moce, które są gdzieś poza światem. Przekleństwa stale towarzyszą człowiekowi i widzę jak ta sfera przekleństwa staje się coraz większa, bo przenosi się do mediów. W mediach też się klnie i nie tylko poza ekranem, poza mikrofonem.
To jest tani sposób nadawania pewności siebie w tak skomplikowanym świecie. A do tego narzędzie w postaci przekleństwa mamy zawsze pod ręką. Zawsze jest blisko nas i możemy go użyć i wzmacniać swoją pozycję, samopoczucie. Są takie realne sfery życia, gdzie te przekleństwa są potrzebne. To jest język potoczny w takich sytuacjach codziennych.
Kiedyś też miałem sytuację, kiedy musiałem użyć przekleństwa i to mnie w sensie towarzyskim wyniosło w górę. Okazało się, że i ja ten język znam. To był incydent, który zmusił mnie do posłużenia się językiem tamtejszej wspólnoty.