Panie Premierze

Proszę nie kazać kobietom cierpieć ponad miarę. Znieczulenie przy porodzie to nie luksus, a kobieta prosząca o podanie środków znieczulających wcale nie cierpi na znieczulicę wobec dziecka.

13 lat temu trafiłam do szkoły rodzenia w Warszawie i na pierwszych zajęciach usłyszałam, że warto rodzić wyłącznie naturalnie, bo znieczulenie zewnątrzoponowe powoduje brak świadomości tego wyjątkowego aktu, jakim jest poród. Bo kobieta zamienia się w kawałek drewna, bo to grozi zdrowiu dziecka, a źle zrobiony zastrzyk może wywołać paraliż młodej matki - od pasa w dół.

Miałam szczęście. Mam w rodzinie doświadczonego anestezjologa. Słuchając tych bredni i mitów, pękał ze śmiechu, a potem z oburzenia. Na kolejne zajęcia w szkole rodzenia już nie poszłam. Rodziłam w warszawskim Instytucie Matki i Dziecka na Kasprzaka. W samej końcówce porodu zrobiono mi znieczulenie. Zmniejszyło on ból na tyle, że zamiast jęczeć, zaczęłam współpracować z lekarzem. Urodziłam śliczną, niewymęczoną wielogodzinną akcją porodową córeczkę. Byłam w pełni świadoma wszystkiego, co się dzieje.

Reklama

Obok leżała dziewczyna, która przez kolejnych 20 godzin wyła. Nikt nie zaproponował jej znieczulenia, a może nasłuchała się bredni i bała, że zesztywnieje, a matczyne serce zmieni jej się w kamień.

Trzeba mieć serce z kamienia, by kazać kobiecie cierpieć, w czasach gdy medycyna potrafi cuda. Panie Premierze od cudów, tu cudu nie trzeba. Wszystko jest na tacy. Trzeba to tylko podać.

Justyna Pochanke, dziennikarka TVN