"To, że wysyłają nam faktury, jest skandalem. Powinniśmy odpowiedzieć zbiorczą fakturą, gdy skończymy śledztwo - wynosiłaby kilkaset tysięcy" - mówi jeden z prokuratorów wyspecjalizowanych w ściganiu przestępstw "białych kołnierzyków".

Reklama

Warszawską giełdą kilkakrotnie już wstrząsały potężne skandale, które za każdym razem kosztowały parkiet utratę części wiarygodności. Najpoważniejszy dotyczył działalności tzw. spółdzielni, czyli grupy maklerów, która porozumiewała się między sobą, aby manipulować kursami akcji. Sami zarabiali, a tracili zwykli inwestorzy, którzy nie mieli świadomości odbywających się machinacji. Właśnie takie sprawy trafiają do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub do wydziału przestępstw gospodarczych stołecznej policji.

>>>Giełdowi aferzyści mogą spać spokojnie

"Wyobraźmy sobie, że jest grono ludzi wiedzących, że notowana na GPW firma budowlana wygra ważny przetarg na budowę stadionu. Mogą zainwestować w akcje tej spółki i sprzedać je, gdy kurs pójdzie w górę, po tym jak informacje o przetargu staną się powszechne" - tłumaczy oficer stołecznej policji.

Według naszych informacji co roku do policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratury trafia kilkadziesiąt podobnych spraw. Jak dowiedział się DZIENNIK, każda z nich przynosi dochody Giełdzie Papierów Wartościowych.

>>>Chiny straciły miliardy na spekulacjach giełdowych

"Każdy ze zgromadzonych przez nas dokumentów w aktach musi być stuprocentowo wiarygodny. Stąd nie możemy po prostu wydrukować tabel kursów z internetu, tylko musimy się zwrócić do Giełdy Papierów Wartościowych" - tłumaczy oficer stołecznej policji.

Reklama

Jak się dowiedzieliśmy, GPW przesyła śledczym informacje bardzo szybko. Wraz z fakturą, która najczęściej wynosi około tysiąca złotych. Dlaczego tak się dzieje? Oficjalnie podstawą jest uchwała nr 1007/2007 podjęta przez władze GPW. Zawiera ona tabelę opłat za usługi świadczone przez pracowników giełdy.

"Nie dość, że ścigamy przestępców, to jeszcze nas opodatkowują" - mówi nasz rozmówca z warszawskiej prokuratury. Również policjanci są oburzeni: "To tak, jakby przyszedł na komisariat ktoś, komu ukradziono auto, z prośbą o pomoc. Następnie zaś wystawił fakturę za przekazanie informacji, z której ulicy mu ukradziono" - opowiadają.

Naszych rozmówców dziwi również wysokość faktury. "Prosimy o banalne rzeczy, jak właśnie wydrukowanie kursów akcji" - mówią. Według tabeli godzina pracy szeregowego urzędnika giełdy kosztuje 200 PLN. Nawet jeśli w jej trakcie zajmuje się tylko drukowaniem kursów. "My te wydruki przekazujemy często do analizy biegłym, np. profesorom. I oni dostają jedynie 40 złotych za godzinę swojej intelektualnej pracy" - podkreślają śledczy.

>>>Przez maklera bank stracił 400 mln. dolarów

Jak przedstawiciele giełdy tłumaczą robienie interesu na ściganiu przestępców? Zadaliśmy serię pytań rzecznikowi GPW Dariuszowi Marszałkowi. Zamiast odpowiedzi na pytania przysłał tylko oświadczenie: "Nie ma żadnego związku między opłatami a sprawnością i szybkością postępowania przedsądowego. Pracochłonne i czasochłonne są identyfikacja i opracowanie danych, ale to wykonywane jest przez GPW bardzo sprawnie" - napisał.

Według nieoficjalnych informacji DZIENNIKA sprawą faktur z giełdy zajęło się kierownictwo Komendy Głównej Policji. Najprawdopodobniej zapadnie decyzja, że nie będą one regulowane. "To chore i niemożliwe w żadnym innym kraju, aby tak dosłownie rozumieć powiedzenie, że w dobrym interesie leży ściganie przestępczości" - mówi wysoki rangą oficer Komendy Głównej.