"W Anglii coraz częściej zdarzają się powodzie. Jak tak dalej pójdzie, połowa terytorium znajdzie się pod wodą" - tłumaczy Timesowi Lizzy Larmer-Cottle, która wraz z rodziną przeniosła się z Londynu do Albany, miasta położonego pół godziny drogi od Auckland. Inny Brytyjczyk John Zamick przeniósł się z hrabstwa East Anglia do miasteczka Nelson na Wyspie Południowej. Jako przyczynę przeprowadzki wymienia letnie fale gorąca i częste susze, które wyniszczają miejscową florę. Jego zdaniem Wielkiej Brytanii zagraża postępująca degradacja środowiska naturalnego.

Reklama

Także Amerykanie coraz bardziej doceniają nowozelandzką przyrodę. "Prawdę mówiąc, myślę, że za sto lat moje wnuki wciąż będą żyły, a do tego czasu ta planeta zamieni się w jeden wielki syf" - zwierza się gazecie Washingtom Post Adam Fier, który wraz z żoną i dwiema córkami miesiąc temu pozostawił swój dom w Maryland, żeby zamieszkać na Nowej Zelandii.

Oprócz tęsknoty za dziką przyrodą i uciążliwych upałów latem, wymieniane powody przeprowadzek są bardziej pragmatyczne. Ekoemigranci boją się, że zmiany klimatu odbiją się na gospodarce ich kraju i doprowadzą do załamania rolnictwa. A pod tym względem nie sposób nie docenić Nowej Zelandii, która w produkcji żywności jest samowystarczalna. Archipelag w dodatku jest słabo zaludniony i ma pod dostatkiem ziemi uprawnej. Zdaniem naukowców Nowa Zelandia jest też mniej narażona na zmiany klimatu, co sprawia, że to świetne miejsce dla osób, które chcą się tam osiedlić wraz z rodziną.

"Nowa Zelandia ma ziemię, wiatr i dużo bardziej zrównoważoną pogodę" - mówi James Hardy, który trzy lata temu opuścił hrabstwo Buckingham. Podobnie jak on myśli coraz więcej Brytyjczyków.