Daniel Walczak: Co to za manewr - trening lądowania na jednym silniku?
Płk Mieczysław Gaudyn: To standardowe szkolenie pilota, ma go przygotować do prawdziwej sytuacji w locie, kiedy podczas lądowania na dwóch silinikach jeden nagle ulegnie awarii. Dlatego wykonuje się go przy takiej samych prędkościach i wysokościach co normalne lądowanie - ale bez jednego silnika.

Reklama

Bryza na jednym silniku da radę lecieć?
Na M-28 co prawda nie latałem, ale na jego poprzedniku An-26. To samoloty transportowe, które mają moc. W trakcie lądowania na jednym silniku zawsze jest jeszcze czas, żeby się podnieść i spróbować jeszcze raz, nawet z jednego metra wysokości. Oczywiście zależy to jeszcze od wiatru, ciężaru ładunku.

A kiedy padnie i ten drugi silnik?
Powiem tak: piloci są szkoleni, żeby lądować bez silników, pytanie tylko brzmi - czy będą mieć tyle szczęścia, żeby ten manewr wykonać. Bo ono jest potrzebne, żeby posadzić bezpiecznie samolot, kiedy się traci cały napęd.

Bryza rozbiła się w pobliżu zabudowań lotniska. Z jaką prędkością wtedy mogła lecieć? Samolot jest doszczętnie zniszczony.
Lądowanie to i tak zawsze prędkość około 200 km/h. A jeśli przy tej prędkości się w coś uderza, to zawsze to wygląda nieciekawie. Takie jest lotnictwo.

Podobno start i lądowanie to dwa najniebezpieczniejsze momenty lotu?
Są niebezpieczne, bo wtedy samolot przechodzi granicę pomiędzy prędkością, która pozwala na unoszenie się w powietrzu i prędkością, przy której ląduje. I w pobliżu tej granicy jest niebezpiecznie, każda awaria silnika, błąd pilota wymaga natychmiastowej reakcji, aby utrzymać siłę nośną skrzydeł. Bo kiedy jej zabraknie, samolot spada jak kamień.

*Mieczysław Gaudyn, pilot polskiego największego samolotu transportowego Herkules, dowódca 14. eskadry lotnictwa transportowego w Powidzu