Już za miesiąc do Parlamentu Europejskiego trafi projekt nowelizacji unijnej dyrektywy, która ułatwi korporacjom dostęp do używania zwierząt w testach. Pozwoli to na kontynuowanie najokrutniejszych metod ich dręczenia pod pozorem badań naukowych.

Reklama

Po raz pierwszy od 23 lat Unia nowelizuje prawo chroniące zwierzęta laboratoryjne. Jednak projekt dyrektywy jest wielkim krokiem wstecz. "Wszystkie proponowane zmiany pogorszą tylko sytuację 12 milionów zwierząt, których używa się obecnie w europejskich laboratoriach" - mówi Jacek Bożek z Klubu Gaja.

Zniesienie wymaganych licencji, niemal nieograniczone prawo do wielokrotnego użycia tych samych, często niewyleczonych jeszcze zwierząt w laboratoriach - te i inne zmiany proponują wprowadzić do prawa unijnego członkowie Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii Parlamentu Europejskiego. Projekt nowego rozporządzenia nie reguluje też problemu wyłapywania dzikich zwierząt, testowania na nich substancji toksycznych i uszkadzania ich mózgu. Oznacza to, że firmy otrzymają w praktyce wolną rękę w przeprowadzaniu najbardziej nawet okrutnych eksperymentów.

Zdaniem obrońców praw zwierząt Komisja uległa potężnemu lobby koncernów farmaceutycznych. "Lobbyści z firm prowadzących te testy próbują przestraszyć Unię, że surowe przepisy spowodują przeniesienie badań za granice Europy i straty dla europejskiej gospodarki" - mówi Allison MacDonald z brytyjskiej sekcji Animal Defenders International.

Reklama

Tymczasem testowanie produktów na zwierzętach wcale nie jest skuteczne. Jak wykazują najnowsze badania, reakcje testowanych zwierząt odpowiadają reakcji człowieka zaledwie w 30 procentach. Powoduje to ogromne ryzyko błędu. W 2006 r. u sześciu uczestników badań nad lekiem na stwardnienie rozsiane wystąpiły zagrażające śmiercią skutki uboczne. Wcześniej ten sam produkt podano małpom w 500-krotnie większej dawce: testy nie wykazały u nich żadnej reakcji.

Przeciwnicy testowania produktów na zwierzętach wskazują też na mikrodozowanie, metodę wprawdzie droższą, ale gwarantującą 80-procentową skuteczność. Polega ona na badaniu próbek krwi i moczu człowieka po podaniu ochotnikom minimalnej, nieszkodliwej dla nich dawki leku.

Przez korzystanie z przestarzałych technologii co roku w laboratoriach świata uśmierca się około 10 tys. małp. Testuje się na nich leki, substancje czyszczące, dodatki do żywności i tworzywa do produkcji różnych przedmiotów. "Zupełnie niepotrzebnie" - przekonuje Bożek. "Wystarczyłoby zmusić firmy, aby dzieliły się wiedzą uzyskaną w czasie takich badań. To mogłoby ocalić setki tysięcy zwierząt" - mówi ekolog.

Reklama

Do jakich badań wykorzystuje się zwierzęta - przykłady

TESTY SZAMPONÓW Królikom zakrapla się albo wstrzykuje do oczu próbki szamponów, by ocenić stopień ich ewentualnej szkodliwości dla człowieka. Coraz bardziej żrące wersje próbki stopniowo wprowadza się do rogówki albo spojówki, dopóki oko nie zaropieje i zwierzę nie oślepnie.

DLA WYGODY PALACZY Na uniwersytecie w Nowym Jorku 42 koguty poddawano przez 10 tygodni działaniu dymu tytoniowego (badanie trwało po 6 godzin dziennie przez 5 dni w każdym tygodniu). Potem ptaki zabito, by zbadać wpływ papierosów na serce.

OFIARY PRÓBEK KREMÓW Świnki morskie masowo służą do testowania kremów do opalania. Ogolone z sierści zwierzątka naświetlane są lampami kwarcowymi, by sprawdzić, czy warstwa kremu chroni skórę przed coraz większymi dawkami promieniowania.