Węgry wrzały. Bieda, złe warunki pracy, kolektywizacja rolnictwa doprowadziły ludność do skrajnej determinacji. Wydarzenia w Polsce były oliwą dolaną do ognia. Przed budapeszteńskim pomnikiem generała Bema 23 października zebrali się studenci, wyrażając poparcie dla robotników poznańskich, VIII Plenum KC PZPR i popularnego w owym czasie Władysława Gomułki wybranego na pierwszego sekretarza PZPR. Uzyskali oficjalną zgodę, ale zaczęli do nich dołączać inni ludzie i pod wieczór było już około 300 tysięcy zgromadzonych. Gdy komunista Imre Nagy próbował przemówić, zaczynając wystąpienie od Towarzysze…!, wściekły tłum ryknął: Nie jesteśmy towarzyszami! Nad głowami powiewało coraz więcej polskich i węgierskich flag oraz transparenty z hasłami o przyjaźni polsko-węgierskiej. Skandowano slogan: Wszyscy Węgrzy chodźcie z nami, pójdziemy za Polakami! Domagano się wolności słowa i poglądów, wolnych wyborów i niezależności od ZSRR. Przed pomnikiem Petöfiego znany aktor Imre Sinkuvits recytował "Pieśń narodu", a tłum powtarzał fragmenty: Przysięgamy! Ty nad nami Boże sam! Zwalono pomnik Stalina na placu Bohaterów. Tłum przemaszerował pod parlament i rozgłośnię węgierskiego radia.

Reklama

"Bratnia pomoc" Armii Czerwonej

W odpowiedzi na tak ostry sprzeciw wobec komunistycznej władzy 24 października do Budapesztu wkroczyła Armia Czerwona, a do zgromadzonych demonstrantów otworzyła ogień węgierska milicja. Rozpoczęła się regularna walka. Mieszkańcy Budapesztu zakładali rady pracownicze, narodowe i rewolucyjne. Ogłoszono strajk generalny, rozpoczęto wydawanie niezależnych gazet, prowadzono bitwy o ważne obiekty w mieście.

W czasie podjętych negocjacji, 30 października, Rosjanie obiecali nawet wycofanie swoich wojsk, ale gdy tylko Węgrzy ogłosili wystąpienie z Układu Warszawskiego, na ulice Budapesztu wkroczyły czołgi. O świcie 4 listopada rozpoczęła się zbrojna operacja, w której wzięło udział ponad 50 tysięcy "bratnich" żołnierzy. Kilkudniowe walki na ulicach węgierskiej stolicy doprowadziły do zrujnowania całych dzielnic. Polscy korespondenci porównywali miasto do Warszawy z 1944 roku. Małe powstańcze radiostacje puszczały w eter rozpaczliwe komunikaty: Na pomoc! Na pomoc! Oczywiście słabo uzbrojeni powstańcy nie mieli szans na wygraną. Zryw stłumiono ostatecznie 10 listopada. Jednak na prowincji jeszcze przez kilka tygodni powstańcy walczyli w górach Mecsek, między Dunajem a Drawą. Nieliczne grupy partyzantów dotrwały do wiosny 1957 roku.

Reklama

Od kul Armii Czerwonej zginęło około 3000 ludzi, 18 tysięcy zostało rannych, a ponad 20 tysięcy osób aresztowano lub internowano. Wśród ofiar było sporo dzieci. Niedługo po rewolucji Węgry opuściło 200 tysięcy uchodźców, udających się głównie do Austrii i Jugosławii. Straty materialne wyniosły 220 milionów forintów, co stanowiło około 25 procent rocznego dochodu narodowego Węgier. Według archiwów ZSRR zginęło lub zaginęło 720 żołnierzy i oficerów radzieckich.

Ostra odpowiedź

Akt węgierskiej solidarności z wydarzeniami w naszym kraju spotkał się z gorącą reakcją Polaków. Sytuacja sprzyjała przepływowi informacji, bowiem nasze media korzystały z okresu rzeczywistej odwilży, jaka nastąpiła po śmierci Bolesława Bieruta. Władzę przejął zwolniony z więzienia Władysław Gomułka, a jego obietnice poprawy sytuacji w kraju przyjmowano z dużą dozą zaufania. Polscy korespondenci obecni na Węgrzech na bieżąco przesyłali komunikaty o tragicznych wydarzeniach. Na ulicach polskich miast pojawiły się ulotki nawołujące do popierania rewolucji i puszki z napisem "Na lekarstwa dla Węgrów". W Olsztynie postulowano nawet zmianę nazwy placu Armii Czerwonej na plac Bohaterów Węgierskich. W całym kraju powstawały spontanicznie różnorodne komitety pomocy Węgrom, które organizowały zbiórki najpotrzebniejszych rzeczy, leków, żywności i pieniędzy.

Reklama

Natomiast w szeregach partyjnych z każdym dniem narastało napięcie. Gomułka przemówił do narodu 29 października, a świadkowie tego wydarzenia podkreślają jego zdenerwowanie. Wprawdzie wydusił z siebie słowa poparcia dla węgierskiego odruchu rewolucyjnego: Idee socjalizmu przesiąknięte duchem wolności człowieka i poszanowania praw obywateli w praktyce uległy głębokim wypaczeniom…, ale też nawoływał: Zwracam się do ludu pracującego Warszawy i całego kraju z wezwaniem: dość wiecowania i manifestacji! Czas pójść do codziennej pracy, ożywionej wiarą i świadomością, że partia zespolona z klasą robotniczą i narodem poprowadzi Polskę po nowej drodze do socjalizmu.

Polacy pamiętają

Kiedy 27 października polska prasa nagłośniła radiową prośbę Węgierskiego Czerwonego Krzyża o krew dla ofiar, Polacy zareagowali tak masowo, że trzeba było uruchamiać nowe punkty krwiodawstwa. Do 12 listopada krew oddało ponad 11 tysięcy osób. Ale oddolna społeczna akcja ruszyła już wcześniej - 25 października wysłano samolotem pierwszą partię preparatów krwiopochodnych z warszawskiego Instytutu Hematologii, około 700 kilogramów plazmy krwi. Do 15 listopada z Warszawy odleciało do Budapesztu 15 samolotów z ładunkiem 795 litrów krwi, 415 litrów suchej plazmy, 16 500 kilogramów środków krwiozastępczych, surowic, leków i środków opatrunkowych, 4 ton szkła okiennego i kitu oraz 3 ton żywności. Łącznie samolotami przetransportowano 44 tony niezbędnych artykułów. Koleją i ciężarówkami przewieziono jeszcze więcej. Od 7 do 14 listopada samochodami dostarczono na Węgry 14 ton środków medycznych, 4 tony mleka w proszku, 77,5 tony mąki, 2 tony bekonów, 500 kilogramów musu jabłkowego, 500 kilogramów cukru, 700 kilogramów szkła okiennego, kitu i drutu, a później jeszcze 25 kosztownych zestawów szpitalnych, 300 ton żywności i koce. Najefektywniejszy był transport kolejowy. Do 30 listopada przewieziono wagonami 312 ton towarów, w tym 139 ton mąki i 100 ton innej żywności, 28 ton cementu, 9 ton szkła. Wartość całej pomocy z Polski oszacowana została na dwa miliony dolarów. Wyprzedziliśmy drugich na pomocowej liście Amerykanów!

Po zdławieniu rewolucji do Polski przyjeżdżały na wypoczynek węgierskie dzieci. Echa rewolucji w oficjalnej prasie definitywnie wyciszono na początku lat 60. W drugim obiegu tematykę tę wciąż jednak podejmowano. W Polsce w latach 70. i 80. ukazało się znacznie więcej publikacji dotyczących tego tematu niż na Węgrzech. W latach 1976 -1989 książkę naocznego świadka węgierskich wydarzeń Wiktora Woroszylskiego pod tytułem "Dziennik węgierski 1956" wydawano aż siedmiokrotnie. Przez kilkadziesiąt lat wiersz Zbigniewa Herberta z 1956 roku zatytułowany "Węgrom" był drukowany bez tytułu, tylko z trzema kropkami.

Norbert Wójtowicz, historyk, teolog i dziennikarz, w artykule "Solidarność polsko-węgierska ’56" napisał: Byłem obecny przy otwarciu takiej puszki ["Na leki dla Węgrów"]. Wśród wielu banknotów - jakiś list. W nim 50 złotych i na kartce napis z koślawych literek: "miała mi za to mamusia kupić misia, ale tobie, dziewczynko z Budapesztu, bardziej są pieniążki potrzebne. Krysia z Warszawy". "Żołnierz Wolności" opublikował zdjęcie 6-letniego Januszka Stępnia z Nowej Huty; chłopiec przyniósł dla węgierskich dzieci swoje zabawki i pudełko pralinek. Podczas akcji krwiodawstwa zdarzały się sceny takie jak ta, której bohaterem był kapitan Bolesław Gaweł. Jego dzieci miały 13 (córka Krysia) i 16 lat (syn Jurek). Kapitan oddał 200 ml krwi i poprosił, żeby wziąć również od dzieci. Na argument, że pobiera się krew jedynie od osób w wieku 18-50 lat - odpowiedział: "To nic, ja żądam…".