Na zdjęciach wygląda jak uroczy pan z reklamy lecytyny czy ubezpieczeń na życie. Ale nie daj się zwieść. Nie bez powodu jego koledzy z pracy dokuczają mu, że powinien zmienić nazwisko. Od 30 lat jest jednym z najbardziej przeklinanym człowiekiem w świecie, przynajmniej tym wirtualnym. On sam niewzruszenie odpiera zarzuty, argumentując, że "trudno za zagubienie bagażu przez linię lotniczą obwiniać braci Wright". Ale skontaktować się z nim można tylko przez telefon, bo mejla na wszelki wypadek nie ma.

Reklama

Pisząc ten tekst, już trzeci raz dziś czyszczę moją skrzynkę mejlową. Cieszy się ona bowiem sporą popularnością, głównie zresztą wśród nieznajomych. Napisali do mnie: Elba Corbett, Frederik Porter, Chuck Bermudez, Adolfo Garrison, Loretta Timmons, Gronosky Gonzaga, Leonard Curry, Mohammad Chung i Lachelle Surowka. Surówka? To my się znamy? Chyba jednak nie. Co więcej, nawet jeśli ci nieszczęśnicy o imionach takich jak Clingelpeel czy Konczak rzeczywiście istnieją, prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy, że właśnie oferują mi viagrę za półdarmo, powiększenie biustu czy podróbkę roleksa. Podobnego mejla dostałam wczoraj rzekomo od samej siebie, prawdopodobnie ktoś na drugim końcu świata też właśnie biedzi się nad moim nazwiskiem. "U wielu ludzi takie listy wywołują uzasadnione poczucie dyskomfortu wynikające z tego, że ktoś zupełnie obcy wkracza w sferę osobistej korespondencji, zwłaszcza gdy w podejrzanych mejlach nadawca zwraca się do nich z imienia i nazwiska. Spam sprawił również, że mocno zużyło się pojęcie korespondencji, bo przez zalew niechcianych listów, również tym właściwym poświęcamy mniej uwagi" - zauważa Maciej Milewski, szef Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych. I dodaje, że spam nie tylko łamie prawo do prywatności, ale też kradnie czas. "Jeśli mamy dobry filtr i dostajemy dziennie jedynie 20 niechcianych wiadomości, na pobieżne przeczytanie ich tematów (chociażby po to, żeby sprawdzić, czy nie zabłąkał się wśród nich normalny list) i usunięcie ich ze skrzynki poświęcamy około 4 - 5 minut dziennie. Niby nic, ale po zsumowaniu okazuje się, że co roku tracimy na to jeden dzień."

Polska w parszywej dwunastce

Ponieważ w Polsce brak skutecznego prawa, od kilku lat nasz kraj jest w "Parszywej dwunastce spamerów", jak oficjalnie nazywa ten ranking prowadząca go firma Sophos. Z komputerów w naszym kraju pochodzi około 2 - 4 procent światowego spamu, prym wiodą Stany Zjednoczone i Brazylia (odpowiednio 16 i 10 procent w ubiegłym kwartale). W ciągu ostatnich kilkunastu lat zwiększa się nie tylko liczba przesyłanych przez nas mejli (obecnie około 150 miliardów dziennie), ale i liczba tych niechcianych (według szacunków FBI to około 80 - 85 procent wszystkich przesyłanych wiadomości, przed świętami i na początku tygodnia ta liczba wzrasta). O tym, co by się stało, gdyby skrzynek mejlowych nie chroniły programy antyspamerskie przekonało się 50 uczestników z 10 krajów podczas eksperymentu "Super Spam Me". Ochotnicy dostali fałszywą tożsamość i komputery, z których mieli surfować po sieci i odpowiadać na tyle śmieciowych wiadomości, ile się da. W ciągu 30 dni na adresy uczestników przyszło ponad 104 tysiące niechcianych mejli. Rekordzistą okazał się Bill z San Francisco, który dostał aż 9160, między innymi z ofertą kart kredytowych Visa z limitem 25 milionów dolarów.

Nie tylko ty masz problemy z potencją

Nie wiemy, w co dokładnie klikał Bill, ale na pewno wielokrotnie sugerowano mu problemy z seksem. Bo jak stwierdził jeden z internautów, gdyby kiedyś UFO przejęło dostęp do naszych skrzynek, szybko uznałoby, że kluczową kwestią, jaka zajmuje ludzkość jest "Enlarge your penis". Listy pod hasłem "Nie zawiedź jej tego wieczoru" (troskliwie radzi Milo Brown) czy bardziej filozoficzne "Dlaczego włosy mogą stanąć ci dęba, a członek nie" (odpowiedź zna Cyril Yang) jeszcze pięć lat temu do połowy wypełniały skrzynkę ze spamem, obecnie - według badań Symanteca - stanowią niecałą jedną piątą niechcianej korespondencji. Według analityków firmy Kaspersky w ostatnim roku wzrosła również liczba ofert podróbek towarów luksusowych. W jednym z takich mejli Marina Dobiek przekonuje mnie, że nawet jeśli jestem sprzątaczką, stać mnie na roleksa submariner SS (za jedyne 289 dolarów): "Już nie będziesz musiała się wstydzić! Z roleksem zrobisz wrażenie nawet w najbogatszym towarzystwie". Taktownie nie wspomina, że strona z płatnościami tylko udaje serwis PayPal i że po zostawieniu na niej danych z mojej karty kredytowej nie będzie mnie stać nie tylko na roleksa, za to Marina i jej znajomi będą mogli poszaleć przez parę dni. - Internet jest idealnym kanałem sprzedaży produktów, które mają być rozwiązaniem zmartwień i kompleksów. Zapewnia wygodę i anonimowość - zauważa dla DZIENNIKA Alyn Hockey, koordynator badań nad tematyką spamu w brytyjskiej firmie Clearswift. Tak jak podróbki luksusowych produktów to domena spamerów z Rosji, tak większość spamu reklamującego medykamenty pochodzi z USA, gdzie sprzedaż i zakup takich specyfików przez internet są szczególnie popularne. To pewnie dlatego ledwie kilka godzin po doniesieniach o świńskiej grypie w mojej skrzynce znalazły się mejle z wirtualnych aptek z ofertą leków na tę chorobę (kilka lat temu analogiczna sytuacja była z ptasią grypą i SARS). Jeśli wierzyć tajemniczemu doktorowi Ranftowi, profesorowi Brynosowi i kilku jego kolegom, wirusa A/H1N1 najlepiej zwalczyć viagrą i innymi środkami na impotencję. Zgodnie radzą mi, żebym w tych trudnych dniach się nie martwiła, bo mogę liczyć nawet na 38-procentową zniżkę, podobnie zresztą jak na odchudzający (nie tylko portfel) sok z jagód acai. Nie dodają jednak, że "popularny wśród gwiazd Hollywood" specyfik pustoszy również jelita.

Cały ten biznes kręci się dlatego, że znajdują się chętni, którzy klikają w linki sklepów internetowych albo wpłacają pieniądze na poczet odbioru spadku lub wielkiej wygranej (na mnie od trzech dni czeka 1,5 miliona euro w Loteria Espania, pod warunkiem że potwierdzę, że ja to ja i wpłacę na podane konto marnych parę tysięcy). W ubiegłym roku naukowcy z Uniwersytetu w San Diego chcieli sprawdzić, jak bardzo opłaca się spamerstwo i na potrzeby badań przejęli sieć z blisko milionem komputerów (wykorzystali ponad 75 tysięcy z nich) i stworzyli wirtualną aptekę, w której oferowali ziołowy lek na potencję. Od innych różniła się tylko tym, że przy wprowadzaniu numeru karty kredytowej system pokazywał wystąpienie błędu. Po 26 dniach akcji i 350 milionach wysłanych mejli na zakupy zdecydowało się 28 osób, czyli 0,00001 procent. Prawdziwe sieci mogą uzyskiwać wynik około 2,15 procent. Naukowcy "zarabiali" dziennie około 100 dolarów, ale gdyby dostosować ten wynik do możliwości całej sieci, okazałoby się, że spamerzy zarabiają na niej 7 tysięcy dolarów dziennie, czyli ponad 2 miliony rocznie.

Reklama

Mike budowniczy, były król spamu

Mike’a, amerykańskiego spamera działającego w sieci od lat 90., zarobki naukowców nie powaliłyby na kolana. Jak opowiadał dziennikarzom amerykańskiej edycji magazynu "PC World", gdy interes szedł najlepiej, na wysyłaniu spamu mógł zarobić nawet 40 tysięcy dolarów miesięcznie. Teraz na sprzedawaniu adresów IP komputerów wyciąga ledwie 500 dolarów tygodniowo, więc za dnia pracuje na budowie. Jeszcze niedawno najlepiej zarabiał na kredytach hipotecznych i konsolidacyjnych - broker wypłacał mu 22 - 26 dolarów prowizji od każdego klienta. W serwisach randkowych dostawał 2 dolary za każdego, kto dzięki jego spamowi skorzystał z testowego członkostwa i 15 za tego, kto wykupił abonament. "Kiedyś, by zarobić tysiąc dolarów, wystarczyło wysłać 20 tysięcy reklam, teraz aż 2 miliony" - żalił się dziennikarzom.

Spamer jak każdy biznesmen musi śledzić rynki, wyłapywać tendencje, analizować raporty takie jak zeszłoroczny "Kaspersky Security Bulletin", którego autorzy dokładnie analizują najpopularniejsze treści niechcianych wiadomości. Z najnowszych badań wynika, że po okresie prosperity, gdy pośród spamu królowały oferty pozornie tanich kredytów hipotecznych gałąź ta prawie gwałtownie zanikła, podobnie jak wyjątkowo atrakcyjne ceny akcji (których wartość wzrastała gwałtownie dzięki popytowi wykreowanemu przez spamerów). Wraz z kryzysem rośnie natomiast popularność mejli hazardowych lub zawierających informacje o nieoczekiwanym przypływie sporej gotówki. Wciąż dobrze się mają gadżety, najpopularniejszy to iphone. Zupełnie nowe są natomiast wysyłane spamem groźby zlikwidowania konta mejlowego czy rozmaite sposoby naciągania na wysyłanie drogich SMS-ów. Jednego tylko dnia dostałam mejle z Chin i z Rosji, że mogę odczytać przesłany do mnie Bardzo Ważny Mejl tylko pod warunkiem wysłania SMS-a na podany numer. "Takie mejle powodują w nas coraz większy strach. Boimy się nie tylko utraty pieniędzy, ale też danych osobistych czy wirusów plądrujących nasz komputer. To walka na coraz większe armaty i coraz grubsze pancerze. Ze spamem nie wygramy, ale nie wierzę też, że któregoś dnia to bagno wciągnie nas na dobre. A to dlatego, że mamy nad nim jedną podstawową przewagę: zawsze możemy wyłączyć wtyczkę" - mówi DZIENNIKOWI Jan P. Gałkowski, socjolog Internetu z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Spamu można pozbyć się tylko w taki sposób, jak zrobił to ojciec spamu Gary Thuerk: likwidując skrzynkę. Ale - jak przekonuje profesor Richard Clayton z Uniwersytetu w Cambridge - liczbę niechcianych wiadomości można trochę ograniczyć. Po przeanalizowaniu 550 milionów niechcianych wiadomości stwierdził, że 40 procent z nich trafia do osób, których adres zaczyna się na litery A, M, P, R, S, U, natomiast mniej niż 20 procent całego spamu dostają użytkownicy na Q i Z. Dobrze jest również zacząć adres od cyfry lub tak zwanego znaku specjalnego. Zamiast więc powiesić nad komputerem białą flagę, uczciłam rocznicę pierwszego spamu zmianą adresu poczty elektronicznej. Mam wrażenie, że jest jakby odrobinę lepiej. Odrobinę.