O problemie zaczyna się głośno mówić dopiero wtedy, gdy dochodzi do tragedii. Takiej, jak ta we Wschowie. Pod koniec kwietnia 15-latek kilkanaście razy zgwałcił, a potem zamordował 8-letnią koleżankę z domu dziecka. Dyrektorka tego ośrodka wielokrotnie prosiła urzędników o przeniesienie niebezpiecznego chłopaka do ośrodka wychowawczego, ale bez skutku. Miejsce dla niego znalazło się dopiero po tym wydarzeniu.
Rzeczywiście, kolejki do ośrodków wychowawczych (jest ich w Polsce zaledwie 62) są bardzo długie. W tej chwili czeka w nich aż 2 tys. dzieci. Do niedawna czekał także 15-letni Piotr, zmora gimnazjum we wrocławskiej Leśnicy. Nie było lekcji, na której wulgarnie nie zwyzywał nauczyciela. Na przerwie uczniowie schodzili mu z drogi, bo nie wiadomo było, komu przyłoży. Jego rodzice tyle razy byli wzywani do szkoły, że sami zaczęli się starać o miejsce dla syna w ośrodku wychowawczym. Sąd przyznał im rację i uznał, że nastolatek powinien trafić do takiego ośrodka. Choć wyrok zapadł w styczniu 2008 r., chłopak przebywał na wolności do kwietnia tego roku.
Bo miejsc w ośrodkach najzwyczajniej w świecie brakuje. Tak bardzo, że co trzeci młody przestępca nie trafi do nich przed ukończeniem 18. roku życia. Sprawą zainteresował się ostatnio rzecznik praw dziecka Marek Michalak, który wezwał Ministerstwo Edukacji Narodowej, sprawujące nadzór nad ośrodkami wychowawczymi, do jak najszybszej poprawy systemu. Zgadzają się z nim eksperci.
"To przerażające, że tyle dzieci, które powinny być resocjalizowane, przez wiele miesięcy nie trafia do tych placówek" - mówi Marek Iwanowicz, dyrektor pogotowia opiekuńczego w Białymstoku. Zdarza się nawet, że trudna młodzież zamiast w ośrodku wychowawczym ląduje w zwykłym domu dziecka czy w ośrodku interwencji kryzysowej. "To kompletnie rozkłada nam pracę, bo są to osoby często zupełnie zdegenerowane. Potrzebują odosobnienia i indywidualnej pracy z terapeutami" - tłumaczy Elżbieta Żymda, dyrektorka domu dziecka w Gdyni. W jej placówce przebywa teraz dwoje takich nastolatków. Sąd już wiele miesięcy temu uznał, że powinni trafić do ośrodka, jednak nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie mieli opuścić dom dziecka. "Staramy się takie osoby izolować od najmłodszych wychowanków" - wyjaśnia Żymda. Znaczna część jednak, mimo wyroków sądowych, w ogóle nie trafia do żadnych placówek i wciąż tkwi w starym, często mocno zdemoralizowanym środowisku.
Tak jak 16-letnia Joanna z łódzkich Bałut, która ma na koncie damskie bójki i "ustawki" z użyciem noży, pałek, paralizatorów. Kilkanaście razy była zatrzymywana przez policjantów, dwa razy sąd orzekał skierowanie jej do ośrodka wychowawczego. A dziewczyna nadal jest na wolności. "Podobne przypadki zdarzają się nam regularnie. Czasami aż ręce opadają, kiedy zatrzymujemy nastolatka, który napadał na kobiety, sąd skazuje go na pobyt w ośrodku wychowawczym i... za kilka tygodni znowu trafia on w nasze ręce, bo do ośrodka oczywiście nie trafił" - opowiada policjantka zajmująca się nieletnimi na jednym z posterunków w Łodzi.
MEN twierdzi tymczasem, że tylko nadzoruje ośrodki wychowawcze, a odpowiadają za nie powiaty. "To one rozdzielają dzieci po poszczególnych placówek i to one powinny pilnować, by takich kolejek nie było" - mówi rzecznik prasowy resortu edukacji Grzegorz Żurawski. Samorządy bronią się jednak, że nie wystarcza im funduszy na budowę nowych ośrodków.
Policjanci łapią nieletnich przestępców, sądy ich skazują, a oni i tak pozostają na wolności, bo ośrodki wychowawcze są przepełnione. Urzędnicy znaleźli więc sprytne wyjście: wysyłają trudnych nastolatków do domów dziecka, gdzie skutecznie demoralizują ich wychowanków.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama