W poniedziałek zapytaliśmy o to ekspertów. Według nich brakuje nowoczesnych symboli, bo ciągle żyjemy przeszłością. Nie potrafimy wyszukiwać i promować naszych narodowych atutów, a skupiamy się raczej na negatywach. Może więc współczesne symbole narodowe szybciej stworzy młode pokolenie nieuwikłane w kłótnie wywodzące swój początek z czasów PRL? Dziś rozmawiamy o tym z socjologiem Tomaszem Szlendakiem.
>> Konkurs:wybierz swój symbol narodowy
MAGDALENA JANCZEWSKA*: Czy współczesna młodzież w ogóle ma jakieś symbole narodowe?
TOMASZ SZLENDAK*: Symbole narodowe znikają z życia młodzieży. Powiedziałbym wprost: w Polsce mamy pewien problem z budowaniem własnej narodowej marki. Prędzej marką dla nastolatka stanie się Manchester United niż Polska. Młodzi ludzie chętniej niż z własnym narodem identyfikują się z subkulturą, grupą przyjaciół, zjadliwym blogiem albo pobudzającym fantazję gadżetem komunikacyjnym. Z czymkolwiek, co daje poczucie przynależności plemiennej.
To z czym młodemu człowiekowi kojarzy się obecnie Polska?
Obawiam się, że z niczym szczególnym. Problem polega na tym, że jeśli młodzi ludzie mają wymienić wartości, czyli coś, co jest dla nich w życiu najważniejsze, to nieodmiennie na pierwszym miejscu znajduje się miłość i rodzina. Moim zdaniem i tak robią to dość mechanicznie, żeby się ankieter cieszył, bo tak naprawdę są to dla nich dość enigmatyczne pojęcia.Tylko około 6 proc. pytanych przypomina sobie o swojej narodowości. Symbolika z nią związana jest niestety gdzieś na zupełnym dnie wymienianych wartości.
Dlaczego?
Po części dlatego, że od 50 lat symbole nakazuje się kochać. Tak jak w PRL zmuszano nas do wielbienia krainy mlekiem i miodem płynącej pod tytułem Polska Rzeczpospolita Ludowa, tak teraz zdaje się, że szkoła zmusza do kochania Polski w jej archaicznym, przedwojennym kształcie. Niestety, robi to w sposób łopatologiczny. A zmuszanie do miłowania ojczyzny i związanej z ojczyzną symboliki daje efekt wprost przeciwny.
Ta negacja symboli narodowych jest więc negacją władzy?
Nie tyle negacją władzy, ile negacją polityki. Proszę zwrócić uwagę na taki fakt: im bardziej media obnażają mechanizmy polityki, im bardziej wyśmiewają polityków, tym bardziej się to przylepia do instytucji państwa. A nasze państwo, jak rzadko które, jest niezwykle zrośnięte z narodowością i symboliką narodową. Jeśli wstydzimy się polityków, to zaczynamy się także wstydzić swojego państwa, a państwo w Polsce równa się naród i koło się zamyka.
Jak wyrwać się z tego zaklętego kręgu?
Konsekwentnie budować markę „Polska” i promować nasz kraj w oderwaniu od polityki. Jeśli będziemy się skutecznie promować za granicą, może się to automatycznie przełożyć na uwielbienie Polaków dla swojego kraju i siebie samych. Świetnym polem do popisu będą Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej Euro 2012. Jeśli uda nam się korzystnie na nich zaprezentować, to momentalnie poprawi się nasze narodowe samopoczucie.
Najpierw musi więc nas docenić Zachód, dopiero potem my docenimy sami siebie?
Obawiam się, że tak to właśnie wygląda. Mamy pewnego rodzaju kompleks. Sami się nie potrafimy doceniać, nie potrafimy się lubić. Ktoś inny musi nas pokochać, ktoś musi odnaleźć w nas nasze walory i dopiero wtedy jest świetnie. Proszę zwrócić uwagę, jak nie doceniamy rozmaitych polskich osiągnięć, także tych związanych z symboliką narodową. Np. pawilon na Expo zrobiony w kształcie wycinanki albo model Jaguara zaprojektowany przez Polaka zostały uznane za coś rewelacyjnego dopiero wtedy, kiedy te rzeczy zostały zauważone za granicą. Docenienie przez innych powoduje, że podnosi się w nas chęć identyfikacji z polskością.
A po co właściwie młodemu człowiekowi symbole?
Nie bardzo sobie wyobrażam jakąkolwiek grupę społeczną bez symboliki, która ma moc identyfikacyjną. Nie ma takiej grupy, która by jakimiś symbolami nie operowała. Młodzi ludzie potrzebują punktu odniesienia, to buduje ich pewność siebie. Dlatego bardzo intensywnie szukają własnych symboli, całkowicie jednak ignorując narodowe. Z palety symboli wybierają te związane np. z kibicowaniem czy neoplemionami popkulturalnymi i wsadzają do swego tożsamościowego plecaka. Prędzej młody Polak założy taki plecak rycerza Jedi niźli wrzuci do niego biało-czerwoną flagę.
To może modę na polskość mogłyby kreować autorytety?
Obawiam się, że nie. Autorytety funkcjonują teraz w ramach bardzo niewielkich grup. Nie ma już autorytetów dla mas, bo nie ma mas. Jeślibyśmy się odwołali do autorytetów lokalnych, subkulturowych, do ludzi, którzy coś robią na miejscu, to może ewentualnie tym osobom mogliby uwierzyć. Ale wątpię w sukces takiej akcji o skali ogólnopolskiej. Na szczeblu lokalnym jest większa szansa.
A gdyby włączyć w taką akcję celebrytów, którzy są lepiej znani młodzieży?
Wykorzystanie osób, które są powszechnie znane z portalu Plotek.pl, byłoby katastrofą. Taka akcja byłaby z pewnością obśmiana cynicznie przez media. Już widzę komentarze pod billboardami, na których występuje np. pani Doda ubrana w biało-czerwoną flagę. Mnóstwo ludzi uznałoby, że to jest pewnego rodzaju profanacja. Z gwiazd popkultury ubranych w Stanach Zjednoczonych w gwiaździsty sztandar nikt się nie śmieje, jednak Polska pod tym względem USA nie przypomina ni w ząb.
To jak to z nami właściwie jest? Nie tworzymy nowych symboli, bo brakuje nam luzu?
Bo brakuje nam dystansu do samych siebie i rozmachu w kreowaniu tych symboli. Nie mamy żadnych nowych form, z którymi moglibyśmy się identyfikować. Dodatkowo możliwość manewru symbolami narodowymi, szczególnie tymi wielkimi, jest nieznaczna. Gdy rysownik Marek Raczkowski wbijał flagi w psie kupy, żeby zwrócić uwagę na problem społeczny, to rozpętała się burza. Skoro więc nie można z symbolami narodowymi nic robić, to nie można się odwoływać za ich pomocą do problemów, które są dzisiaj dla ludzi ważne. Jeśli nie można nimi swobodnie manipulować, nie wzbudzając kontrowersji, to nie mają one żadnej siły przebicia. Dlatego nie ma się co dziwić, że młodych ludzi symbole narodowe kompletnie nie uwodzą.
*prof Tomasz Szlendak jest socjologiem kultury, pracuje na UMK w Toruniu